Ludzie często chcą zdjąć z siebie ciężar obowiązków. Ja sobie nakładam. To przynosi mi radość.
Przytoczę tu słowa mojego ojca : ,, Ty zawsze jesteś odwrotowecem„.
No i jestem. Ludzie na starość wyjeżdżają do miasta, by pozbyć się uciążliwości, bo tam nie ma problemu z ogrzewaniem, ciepło płynie samo. Wtedy można spokojnie siąść w fotelu i oglądać tasiemcowe seriale, a w międzyczasie zajmować kolejkę u lekarza w poszukiwaniu ukrytych chorób. Ja ODWROTNIE.
Zdaniem odwrotowca choroba jest jedna: zużycie. I tego naprawić się nie da.
Dopóki nogi chodzą, głowa pracuje, nie jest źle i tym należy się cieszyć. Codzienną modlitwą jest pogłaskanie kota, spojrzenie na dary natury i rozważania o pozytywach istnienia,bo jesteśmy niewielką chwilą w kosmosie. Wieczność jest wątpliwa, nawet w rozumieniu wszechświata z pochłaniają w nicość czarną dziurą.
Zaświeciło słońce, gałęzie porusza wiatr, a w domu pali się ogień i ogrzewa myśli pokorne.
Teresa Kopeć
22 komentarze “Teresa Kopeć, ODWROTOWCEM być”
W takich warunkach, o których piszesz Tereniu (a które wybrałaś) żyło i żyje bardzo wielu ludzi. Kochają wieś i nie chcą się przenosić do miejskich wygód. Doskonale wiem ile trudu kosztowało moją mamę, by zapewnić opał na zimę. Zrozumiałe jest, że chciałoby się pozbyć takich „uciążliwości”.
Nie wszyscy seniorzy się nudzą i siedzą przed telewizorami albo w kolejkach do lekarza. Wielu młodych może pozazdrościć dziadkom aktywności i werwy. Znam takich w najbliższym otoczeniu i tak chciałabym aktywnie żyć, będąc na emeryturze.
Najważniejsze to dobrze i w pełni korzystać ze swego życia . i czerpać z tego radość.
Młodzi ludzie prawie w całości populacji opuszczają miejsce zamieszkań w celu zrobienia kariery zawodowej…. a potem co? .. właśnie wracają do miast, gdzie na drugą cześć życia mogą sobie pójść na spacer,posiedzieć w spokoju w domu,itd.
Ciekawy tekst, niedługi ale porusza parę wątków z którymi często osobiście mam do czynienia, które często dotykają moich myśli. Może nie tylko moich, ale i każdego człowieka. Pracując z chorymi,wiele razy napotykam skrajne postawy, tzn. właśnie takich odwrotowców, oraz anty odwrotowców. Ludzie często przeżywają swoje życie w sposób pasywny, bierny, do momentu aż zderzą się z ” potężną eksplozją”, która wywróci ich życie do góry nogami. Daje początek rozwojowi ich wnętrza, charakteru. Niektórzy właśnie stają się odwrotowcami dopiero w momencie wydarzenia którego nigdy się nie spodziewali, dajmy na to niespodziewanej chorobie, czy diagnozie, która często w pierwszym momencie wydaje się tragedią, końcem. A właśnie,staje się początkiem, nowego, o dziwo lepszego życia. Nagle znajdują w sobie siły, hart ducha, energię jakiej nigdy się po sobie nie spodziewali. I co za przewrotność, choroba, niby coś co może zwiastować „koniec”, a daje początek nowemu bardziej wartościowemu życiu. W pierwszej kolejności z odwrotowcem skojarzyły mi się właśnie osoby, które znam,które odnalazły w sobie niepojęte pokłady energii, pasji, miłości do drugiego człowieka, w skutek informacji o chorobie, kalectwie. Jasne wygodnie żyje się w swoim bezpiecznym świecie, praca- dom, spokojna kolacja przed tv, łóżko itd. Gdzie jedyną rozrywką jest wyjście do hipermarketu na zakupy. Jednak tak może przeminąć całe życie i niestety niektórzy budzą się z tego letargu dopiero zbliżając się ku końcowi swojego istnienia. Robiąc rachunek życia, zdają sobie sprawę jak wiele chcieli, a jak mało zrealizowali. To na stare lata daje zgorzkniałość, bo nagle budzimy się i wiemy że już nie ma czasu żeby wszystko nadrobić. Inną kwestią dla mnie jest moje osobiste przekonanie,które w dłuższej perspektywie przeważnie się sprawdza. To fakt, że wszystko w naszym życiu dzieje się celowo, fakt, że Bóg doświadcza tych których kocha, bo właśnie dzięki temu doświadczaniu budzimy się z letargu i zaczynamy doceniać życie i czerpać z niego. To oczywiście w wielkim skrócie. Zużycie- ” Do póki się chce- żyjemy” gdzieś słyszałam to powiedzenie, chyba pasuje do tego wątku;). Pozdrawiam.
Myślę,że każdy człowiek pragnie znaleźć swoje miejsce na ziemi, szukamy miejsca gdzie będziemy się czuć szczęśliwi i bezpieczni . A jeśli je znajdziemy powinniśmy cieszyć się pełnią życia bo życie nie jest wieczne i nigdy nie wiemy kiedy nastąpi jego koniec…
Faktycznie, odwrotowiec. Każdą przeciwność odwracamy w okoliczność sprzyjającą, jak rozumiem. Moje doświadczenie jest inne, ale to zapewne tylko zbieg okoliczności. Zazdrośnie spoglądam na tych, którym to się sprawdza.
Ja w swoim upapranym kożuchu zdobywam z moim psem pejzaże świętokrzyskie zapisywane migawką, by nie zapomnieć sensu piękna w podpatrywanej przyrodzie, pozdrawiam
każdy ma na samym końcu obejście, oby bezbolesne, a dopóki spoglądamy na błękitne niebo, to cieszmy się, mimo wszystko,bo dane jest widzieć, a nawet w ślepocie czuć powiew wiatru
każda ścieżka jest subiektywnie trudna, nawet nuda męczy
wybór zależy od nas
przód może być i z tyłu, oby tylko siła woli była na przekór schodom, które staj a na przeciwko
w małych rzeczach jest szczęście
bo nawet gdy nogi nie chodzą i ręce nie robią , to jeżeli głowa pracuje, można być szczęśliwym i znaleźć swoją przystań
Mając 16 lat dowiedziałam się, że jestem poważnie chora. Moja choroba nie daje żadnych szans na wyleczenie, będzie się stale rozwijać, szybciej bądź wolniej. Można więc jedynie walczyć o to, aby rozwijała się wolniej. Do tamtej chwili miałam swoje marzenia, ale wiadomość o chorobie spowodowała, że pękły jak bańka mydlana. Wtedy straciłam cały sens życia w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nie chciałam żyć, nic nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Kiedy dzisiaj sięgam pamięcią wstecz wiem, że mogłam popełnić wtedy największy błąd mojego życia. Obecnie pogodziłam się z faktem, że jestem chora, staram się moją chorobę zaakceptować i normalnie żyć. Spełniają się moje marzenia, mieszkam w domku na wsi, zawsze chciałam mieć dużo psów i mam dwa. Studiuję i mam pewne osiągnięcia. Mam wokół siebie osoby, które kocham i które bardzo mnie kochają. Mam wspaniałych przyjaciół. Staram się pozytywnie podchodzić do życia i otaczać się ludźmi, którzy podobnie myślą jak ja. Jestem szczęśliwa, idę naprzód, zostawiłam za sobą to, czego naprawić się nie da. Codziennie dziękuję Bogu za kolejny dzień, za to, że mogę się cieszyć, głaskać moje psy, za to, że świeci słońce a ja muszę poskładać w całość moje myśli nieposkładane. To jest dla mnie najważniejsze.
Nie wyobrażam sobie mieszkania w mieście. Bo gdzie wyjdę na spacer? Dookoła bloku? Do parku tramwajem? Uwielbiam spacerować, czasami maszerować. Lubię, gdy wracam z czerwonymi policzkami i włosami a’la miotła. Wiem, że robiłam to co bardzo lubię. W ciszy, na świeżym a nie pełnym spalin powietrzu. Nawet jeżeli naprawdę mi się nie chce, to wiem, że zobaczę piękne widoki, że mój pies będzie zadowolony z nowej trasy. W końcu będę mogła ubrać kalosze, kolorowy płaszcz przeciwdeszczowy albo tą czapkę, w której do pracy raczej nie wypada iść 😉
Każdy z nas ma w sobie to coś, co nadaje życiu sens. Wiara. Miłość. Radość istnienia. Obojętne, co to jest. Ważne, żeby nigdy, nikomu tego nie zabrać. Choćby na jedna chwilkę.
Choroba zużycia lub brak motywacji, spowodowany np. odejściem najbliższych i czekaniem na swoją kolej, co jest chyba najsmutniejsze, co w życiu może się przytrafić. Jak odnależć sens i radość, tracąc je? Trzeba mieć w sobie dużo samozaparcia, by dumnie stawiać czoła rzeczywistości i cieszyć się nią mimo przeciwności losu. Dlatego warto nie lekceważyć darów życia- uśmiechu przechodnia, ,,dzień dobry” sąsiada, dobrej pogody, możliwości prowadzenia ogódka i wielu innych.
Każdy poszukuje swojego miejsca na świecie, swojego sensu istentnienia, niektórzy wybierają prostą ścieżkę, inni zaś wolą iść bardziej krętą drogą. Najważniejsze jednak jest odnaleźć w końcu swój własny kąt, w którym będziemy szczęśliwi.
Każdy ma swój sens życia dla jednego będzie to szczęście, dla kogoś innego miłość. Dla innych sensem życia są pieniądze, czy mieszkanie w mieście. Jednak życie samo w sobie jest sensem.
Ze mnie taki sam kozak, jak z Ciebie. Dwa tygodnie temu próbowałem chodzić po podłodze, która się właśnie zakończyła schodami. Pół dnia spędziłem w łóżku obmacując kości. Szczególnie miednicę i kręgosłup.Wesoło nie było. A w dużym domu musisz robić swoje.Tym razem udało się.Powtarzałem za moją babcią: „Choćby i na czworaka, ale zawsze do przodu”. 🙂 Mniejsza już o to, gdzie ten cholerny przód 🙂
Jak dobrze nauczyć się w pełni korzystać z życia, czerpać z niego radość.
Miałem kiedyś takie marzenie, o domku za miastem. I stało się, że nierealne przez jeden niespełniony warunek, który wymieniłaś w jednym ze zdań, na samym początku: „Dopóki nogi chodzą,…”. Nogi nie chodzą,ręce nie podnoszą, pozostało pisanie wierszy albo kilkanie pilotem. Wybrałem pisanie. Pozdrawiam, życząc, by nogi nosiły, bo bez tego wszystko się wali. Czy to w mieście czy na wsi.