Anna Dędor, Miej wyje*ane, a będzie ci dane?

            Miej wyje*ane, a będzie ci dane?

 Ostatnio mało piszę, a raczej nie, to nie tak…  Piszę sporo, ale przeważnie tylko dla siebie. Przecież rzadko kogo interesuje, co tak naprawdę myśli ktoś inny. Większość ludzi nawet na swoje własne myślenie nie ma czasu. Przyjemniej jest bowiem zażyć trochę nieskomplikowanej, gotowej rozrywki. Być prowadzonym za rączkę w miejsce, gdzie czyimś zdaniem powinniśmy przebywać. Umysłem także. Łatwiej jest przecież zanurzyć się w kreowany przez kogoś świat, tworzony specjalnie dla nas w każdej sekundzie fikcyjnych zdarzeń.

Zastanawiałam się często nad fenomenem popularności fikcji, w tym także tej w programach typu reality show. Ostatnio sądzę, że fenomen ten bierze się z powodu niedostatku możliwości przeżywania wielorakich uczuć w realnym życiu.

 W realu plątają się w otoczeniu człowieka jakieś niewyraźne, mdłe cienie prawdziwych postaci. Pięknych kobiet nie wystarcza dla każdego chętnego, a chętni są prawie wszyscy… I nie wystarcza wspaniałych mężczyzn dla wszystkich „jestem tego warta” kobiet. Zły udaje dobrego, a dobry nie ma odwagi, by o wyznawane dobro walczyć. Partnerom, wzajemnie sobą rozczarowanym, najłatwiej o te same nudne kłótnie, prowadzące co najwyżej do rozwodu.

A w filmach, telewizyjnych programach rozrywkowych, czy książkach pełno jest soczystych postaci. Ludzie stamtąd nie boją się pozytywnych uczuć(mało kto się powstrzymuje od wyrażania negatywnych), nawet taki mafiozo, czy inny gangster nie obawia się okazać, że kogoś kocha, ani nie wstydzi być sobą i czynić zła w celu osiągnięcia sukcesu. Jest wręcz z siebie dumny.

„Świat, jaki stworzyliśmy, jest procesem naszego myślenia. I nie można go zmienić bez zmiany naszego myślenia” [1]

To, co powiedział Albert Einstein, jest cholernie genialne, nie tak jak E = mc2,   rzecz jasna, lecz jak widać słuchano go tylko w naukowych kwestiach. Chcemy zmienić świat? To do diabła, najpierw przestańmy myśleć, że nie da się tego zrobić!

Jakoś tak mam, że nawet zanurzając się w fikcję muszę lubić, a przynajmniej szanować głównych bohaterów i szkoda mi czasu na oglądanie tego, co myślą i czują antybohaterowie np. w bardzo dobrym ponoć serialu „Rodzina Soprano”. I na patrzenie na to, jak to zachwycają się oni wszelkimi filmami o mafii. Dziwi mnie jednak, jak bardzo szeroko rozlała się ta „sopranowa” popularność i to romantyczne ujmowanie gangsterstwa i zbrodni, jak choćby w „Ojcu chrzestnym”.

 W filmie „Wilk z Wall Street” reżyser Martin Scorsese wyraźnie poddaje w wątpliwość moralność współczesnego człowieka i słusznie. Skoro gatunek filmów gangsterskich, mafijnych,  czy filmów, w tym i komediowych( Czy naprawdę jest zabawne to, że przestępca wesolutko sobie żeruje na ludzkiej krzywdzie?) o tematyce przestępczej święci trumfy i powstają nawet arcydzieła gatunku.

  Niechby chociaż te filmy ukazywały ten gangsterski świat bez tego puszczania oka do widza:  „Tak, tak, my wiemy, że mafia i gangsterstwo są złe, ale czyż oni nie są królami życia?” Jak wilk z Wall Street. Ano nie, oni są oszustami, degeneratami, zabójcami, nikczemnikami, mordercami… – przestępcami całą gębą po prostu.

Niestety, niektórzy uważają, że filmy o przestępcach mają „zdolność wywoływania w widzach złożonych emocjonalnych lub psychologicznych doświadczeń”. W przeciwieństwie choćby do takich filmów o superbohaterach, które, rzecz jasna, są jedynie „parkami rozrywki”. Pewnie dlatego, że superbohaterowie Marvela walczą ze złem i przestępczością bez większych dylematów moralnych.

Czyżby aż tylu ludzi i tyle znanych opiniotwórczych mediów i postaci tęskniło skrycie za takim gangsterskim stylem życia?  Ależ skąd, prawda? Znakomitość ocen takich filmów bierze się raczej z podziwu dla profesjonalno-technicznej roboty, scenariusza, gry aktorów itp…

I oczywista oczywistość, że zwolennicy takich filmów chcą jedynie zrozumieć złożoność zjawisk społecznych i  psychologicznych, zastanowić się na dylematami moralnymi, które twórcy stawiają przed widzem, czyli… w sumie chodzi głównie o to, by pojąć psychikę  oraz postępowanie przestępców…

A ja –  racjonalna ignorantka[2] – pytam: Po co zwykły człowiek ma ich rozumieć? Czy po to, by ulec celowym narracjom i mimowolnie polubić mafiozów za to, że oprócz zła przejawiają także ludzkie, pozytywne uczucia, głównie zresztą dla rodziny i swoich? Czy to wobec przestępców właśnie mamy być tolerancyjni? A nie wobec rodziny, sąsiadów, przyjaciół, kolegów i wobec każdego człowieka, który żyje po swojemu nikogo celowo nie krzywdząc? W niedługim czasie trzeba by pewnie spodziewać się książki pt. „Zrozumieć Hitlera”, czy „Godności osobiste Mao Zedong’a”. A może już są takie?

Do jasnej cholery, ludzie nie mają czasu, by zrozumieć własnego partnera, mają za mało czasu dla swojego dziecka albo dla bliskich, ale poświęcają czas i uwagę bandytom. Niech się nimi martwią odpowiedni specjaliści. Niech ich rozgryzają psycholog, psychiatra, profiler…

A sprawa jest dla mnie prosta – złoczyńca to człowiek, który wybrał i codziennie od nowa wybiera przestępczą drogę życia. Ma on oczywiście swoje dobre strony, tak jak i dobry człowiek ma swoje złe. Jednak dobry wybrał i potwierdza swoją codziennością niekrzywdzenie innych w drodze do realizowania swoich życiowych wyborów. I nieważne jakie dzieciństwo miał przestępca, jako zdrowy psychicznie dorosły dobrze wie, co robi.

Natomiast dobry człowiek może w odpowiednich (przymusowych) okolicznościach nawet zabić, co nie znaczy, że został prawdziwym przestępcą. Czy uczciwy człowiek ma dylemat moralny, czy ukraść? No, jednak chyba nie… jeśli zdecyduje się ukraść, to dobrze wie, że źle robi. I wie, że jeśli nie naprawi jakoś winy, to raczej nie może o sobie myśleć, że jest dobrym człowiekiem.

Tyle że,  moim zdaniem, nie ma co o prawdziwych przestępcach robić filmów. Młodzież patrzy, ona się uczy.[3] Jordan  Belfort – Wilk z Wall Street –  sam określa siebie jako degenerata i wie, że krzywdzi ludzi. A mimo to pewien recenzent napisał: „Koniec końców każdy chciałby Jordanem Belfortem”. Doprawdy? Zacznijmy więc już dzisiaj, jest tyle okazji wokół, by postawić siebie na pierwszym miejscu. Szczególnie w dobie pandemii. O, już to robimy?  Fakt, na  tym podium nie ma w zasadzie miejsca nawet dla rodziny i przyjaciół. A antybohater Jordan zdecydowanie „ma wyje*ane” na wszystko oprócz swoich potrzeb… i wszystko rzeczywiście jest mu dane. Szczególnie to zaspokojenie zdegenerowanych potrzeb, czy raczej zachcianek.

***

            Dlaczego tak fascynuje ten przestępczy świat? W moim pojęciu, główny bohater opowieści może mieć wady, nawet poważne, ale musi także być ogólnie pozytywny, a jeśli głównym bohaterem opowieści jest złoczyńca czy przestępca, to albo musi ponieść zasłużoną karę, albo próbować naprawić krzywdy, albo chociaż musi próbować się zmienić na lepsze.  Nie można nawet w fikcji dopuszczać możliwości, że zło pozostaje bezkarne – młode umysły rejestrują wszystko, świadomie i podświadomie. Młodzież patrzy, ona się uczy…

To wielka naiwność, utopia nawet, tak? –  No pewnie, że tak… skoro tylu z was, ludzie, kreuje właśnie ten taki podły świat. Kreuje i akceptuje go poprzez utwory epatujące złem oraz przez działania i dzieła oswajające bezkarność zbrodni i nieuczciwości ludzkich kreatur.

  Niestety, świat, w jakim żyjemy, stworzony został poprzez nasze myślenie, świat po prostu powstał z naszego myślenia. I nie możemy go zmienić bez zmiany naszego myślenia. A przecież zmieniać myślenie można tylko przez odpowiednie narracje, oraz poprzez działanie zgodnie z nimi. Oczywiście, że czyny mówią więcej niż słowa. Zazwyczaj, bo ludzie lubią sobie kadzić  i siebie usprawiedliwiać tłumacząc, że ktoś, kto postąpił dobrze (altruistycznie nawet) na pewno miał w tym jakąś swoją konkretną korzyść.

Narracja stanowiąca uzasadnienie dobra ma swoją wielką wagę. Jest najmocniejsza wtedy, gdy występuje w bliskości z uczynkami człowieka.

„Tylko diament przecina diament; możemy wykorzystać naszą podatność na narracje, opowiadając historie o odpowiednim przekazie – jak autorzy bajek i baśni. [4]

Zatem lepiej nigdy nie będzie, skoro z tego jak jest, wywodzicie, że tak być powinno.

Mówicie, że trzeba pokazywać, jak jest naprawdę w realu?  – Trzeba.

Mówicie, że trzeba pokazywać, jak nikczemny potrafi być człowiek? – Trzeba. Pytanie – po co?

Chyba nie po to, żeby pozbawiać nas jednocześnie nadziei na lepszą przyszłość? Czy może jednak przede wszystkim w celu ukazania, że zło nie powinno zwyciężać i że potrafimy to sprawić?

Rzeczywistość i tak nas dopadnie… Jak się niby ustrzeżesz przed rodziną Soprano, jeśli masz pecha, że czai się ona gdzieś w pobliżu? Dopadnie nas więc ta sopranowa rzeczywistość, skoro wmówiliście nam, że z sopranowymi nie da się wygrać, a jeszcze przy oglądaniu serialu zmanipulowano nas tak, żebyśmy ich nawet polubili.

Jakże daleko odeszliśmy od „Zbrodni i kary”… Od ponadczasowej prawdy głoszącej, że człowieka za każdą zbrodnię spotyka nieuchronna kara. Fizyczna – za przekroczenie praw ludzkich i duchowa – cierpienia moralne z powodu wyrządzonego zła. Jak dużo z tych „nowoczesnych” filmów i książek to pokazuje? Może uczy jak uniknąć zła albo jak je pokonać? A może te współczesne filmy i literatura poprzez ukazanie postępującej degrengolady innego człowieka pomagają człowiekowi jemu samemu tego uniknąć?

 Może by i pomagały, gdyby człowiek był naprawdę przekonany, co jest złem. Gdyby był przekonany i akceptował to, że zło jest godne pogardy, że trzeba z nim walczyć, oraz że prędzej czy później zostanie ono ukarane. Tymczasem zbyt wieloma opowieściami przyzwyczaja się nas do akceptowania rzeczywistości, w której zło wygrywa. I pięknie mu się żyje. 

Może to podejście nam się po prostu opłaca dlatego, że wtedy dobrem jest tylko to, co dla nas jest dobre, czyli korzystne. Może jak Raskolnikow wierzymy, że ludzie dzielą się na lepszych i gorszych? Ci lepsi mają prawo robienia wszystkiego, co sami uznają za słuszne.

Jak widać, nawet zapowiadane przez religie kary w życiu pozagrobowym nie zapobiegają potwornym zbrodniom, nawet tym na masową skalę. A może jednak w większości zapobiegają? Może ci wszyscy tak bardzo zafascynowani fikcyjno-realnym złem na ekranach, sami by także to zło czynili, gdyby się nie bali kary? Boskiej i ludzkiej?

Może człowiek jest dobry ze strachu, a nie z przekonania moralnego? Bo dobry – w przekonaniu niektórych… zbyt wielu niektórych – to jednak znaczy tylko słaby?

Nie, żebym ja tak uważała… Według mnie – jest wprost przeciwnie, dobry to znaczy silny… bo jest gotowy do niewygodnej walki o człowieka w człowieku. Do walki ze swoimi słabościami, zwątpieniami i pokusą zapadnięcia się w fikcję tworzenia dobrego życia dla siebie i swoich potomnych.

A może zamiast walki każdy człowiek powinien całkowicie odpuścić?  Zrezygnować z myślenia o skutkach wszechobecnej fikcji? Zrezygnować z tego, na czym mu naprawdę zależy? Bo dopiero wtedy będzie mu to dane? Naprawdę? Naprawdę gdy będzie się miało coś gdzieś, to się to dostanie? Tylko po co, skoro to stało się już dla nas bezwartościowe.

Sadząc po tym jak jest, nie mogę się oprzeć wnioskowaniu, że to obecnie tak popularne u młodych: „Miej wyje*ane, a będzie ci dane” rozsieje się jak wirus i zmutuje. Na przykład w „grę w kalmara” na ulicach czy w szkołach. I pewnie także znajdą się sponsorzy, chętni do obserwacji krwawych rozgrywek. „Squid Game”[5] na żywo… – fundamenty do tej okrutnej gry w postaci choćby  właśnie myślenia: „Miej wyje*ane, a będzie ci dane” są całkiem solidne. Tak, takie myślenie na pewno ma duże szanse zmienić świat. Ale na pewno na gorsze.

/ © Anna Dędor – Felieton (dopieszczony w formie i lekko w treści) pochodzi z mojej antydystopijnej powieści dygresyjnej pt. Invinity./

 

 

[1] Albert Einstein

[2] Racjonalna ignorancja, termin z ekonomii i dziedzin badających kryteria racjonalności, wg ekonomistów ignorancja jest racjonalna, gdy koszt uzyskania informacji  przewyższa korzyści z ich posiadania.

[3] Cytat ze scenki kabaretowej U mistrza (Jan Kobuszewski)

 

[4] Taleb Nassim Nicholas, Czarny łabędź

[5] „Squid Game” – gra w kałamarnicę, koreański serial, hit Netflixa

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

2 komentarze “Anna Dędor, Miej wyje*ane, a będzie ci dane?”