MiWi, Parking

Użyłem środków przymusu bezpośredniego w postaci rozerwania poszewki kieszeni oraz złamania jej szyfru zamka błyskawicznego. Poddała się, lecz nie bez wyczuwalnego oporu. Tym samym odzyskałem dostęp do monet, by wyjechać samochodem z płatnego parkingu — koszt 1,0 zł, czyli 100,0 groszy polskich.

Automat nie przyjmował groszy. Autorytarnie zażądał monety jednozłotowej.

W mojej zbuntowanej kieszeni nie znajdował się taki nominał. Zostałem zmuszony do zdobycia monety, której żądał. Dwie pięćdziesięciogroszówki przyczyniły się walnie, do opuszczenia nieprzyjaznego terenu.

Podszedłem do automatu, bezduszna maszyna połknęła bilet parkingowy i wyświetliła komunikat o jego przygotowaniu, gdy uiszczę opłatę 1,0 zł. Z dumą pokazałem jej, że mam i zdecydowanym ruchem, wsunąłem monetę w szczelinę przygotowaną specjalnie na takie okazje.

„Sprawdzam monetę” – kurde! Co ona sprawdza i dlaczego?!

Złotówa została bezceremonialnie wypluta do pojemnika zwrotów. Co jest?

Nic, żadnego ostrzeżenia bądź słowa wyjaśnienia.

Bezczelna!

Wokół gromadzili się ludzie, z zaciekawieniem patrząc na moje zmagania.

Wyjąłem złotówkę i wrzuciłem jeszcze raz. Tym razem pod lekkim kątem. Wszystko w nadziei nagięcia reguł machiny parkingowej. Słyszałem, jak przelatywała przez mechanizm sprawdzający. Na chwilę zapadła cisza. Wstąpiła we mnie nadzieja i… klapa! Moneta ponownie została uznana za persona-non grata.

-Gratem jesteś ty kupo złomu powleczonego plastikiem — wycedziłem przez zęby.

Postanowiłem pozostać nieugiętym.

Trzecie podejście. Pchnąłem silnie krążek jednozłotowy. Znów zaklekotał mechanizm — tym razem szybciej — a w pojemniku zwrotu rozległ się radosny brzęk metalu.

Obserwujący zaczęli obstawiać zakłady — przyjmie czy nie i za którym podejściem.

Przyznam szczerze, że obstawiłem dość wysoko, kombinację TAK — bez przekonania — za siódmym podejściem.

Kolejne trzy podejścia zakończyły się niepowodzeniem. Wśród zgromadzonych zapanowała nerwowa atmosfera. Konieczna okazała się szybka wizyta lekarza od głowy /psychiatra/. Piekielny wynalazek uniknął zbiorowej zemsty.

Przyszedł czas na siódmą akcję.

W lekkim rozkroku stanąłem naprzeciw niej. Ani drgnęła. Niczym nie zdradziła się, w jakim jest stanie.

Powoli włożyłem dłoń do lewej kieszeni. Nie wiedziała, w której mam monetę.

Podszedłem bliżej — całkiem blisko — na tyle, że musiała wyczuć mój oddech i nieprzenikniony wzrok.

Prosty manewr „zmulił” jej czujność. Szybkim ruchem wyjąłem złotówkę z prawej — tak z prawej i lepiej sobie to zapamiętajcie — kieszeni, lekko podkręciłem jej wrzut do wąskiej szczeliny. Bestia całkowicie zaskoczona, nie zdążyła zareagować i musiała przyjąć do swego wnętrza moją zapłatę.

Z widoczną pogardą wypluła opłacony i przygotowany bilet.

Podczas mojego zmagania powstały fortuny a nieliczni zostali bankrutami wzbogaconymi o bezcenną wiedzę, którą mogli sprzedać z ogromnym zyskiem.

Nie przeczuwałem, że to jeszcze nie koniec ekscytującego pojedynku.

Powoli podjechałem do bramki i automatu wyjazdowego. Włożyłem bezcenny kartonik. „Trwa sprawdzanie”… „Brak opłaty”…

Wyłączyłem silnik, zaciągnąłem ręczny hamulec i całkowicie spokojnie wyjąłem z bagażnika stalowy kij bejsbolowy.

Do trzech razy sztuka, a to było nasze drugie remisowe spotkanie.

Po ciężkiej walce wygrałem z potworem…

MiWi 03.07.2019

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.