„Jedna czarna owca podkreśla biel wszystkich pozostałych” /St. Kisielewski /
To stare chińskie przysłowie i nie jest bynajmniej życzeniem nadejścia dobrych czasów, lecz ostrym przekleństwem.
Przyszło nam żyć w świecie podzielonym na grupy i grupki. Jedni wierzą w to, inni w owo. Mają do tego prawo. Konstytucja wszak gwarantuje wolność wypowiedzi. Problem zaczyna się wtedy, gdy jedna grupka za wszelką cenę, wszystkim pozostałym, swoją prawdę narzuca w imię jedynie słusznych racji.
Podział ludzi na „my” i „oni” znakomicie pomaga budować własne ego, podtrzymuje rolę grupy, do której się należy. „My” to oczywiście zawsze ci lepsi, mądrzejsi, bardziej doświadczeni. „Oni” to ci, których należy przekonać do własnych racji. Bo przecież „nasza” racja jest słuszna i prawdziwa.
Aby łatwo było odróżnić się od innych, ludzie potrzebują kogoś jako przykładu negatywnego, tzw. „czarnej owcy”. Trzeba przecież kogoś rzeczywistego, kogoś, kto będzie ucieleśnieniem tych wszystkich złych cech lub poglądów, które należy zniszczyć. Nic tak nie umacnia przekonania o słuszności własnych poglądów, jak wskazanie kogoś, kto myśli inaczej. Wytknięcie palcem owej „czarnej owcy” znakomicie podkreśla naszą własną „biel”, dobroć i słuszność przekonań.
Pamiętam jeszcze czasy, kiedy myśleć inaczej, znaczyło dokładnie i tylko „inaczej”. Nie lepiej, nie gorzej. Tolerancja dla inności, odmienności poglądów, prawo do bycia innym, to były wyznaczniki normalnego życia w społeczeństwie. Normalnego, czyli uznającego konstytucyjne prawa każdego człowieka do wolności przekonań. Później pojawiło się zjawisko, które na własny użytek, nazywam samowolą. Wolność wypowiedzi zaczęto mylić z prawem bezkarnego ubliżania, pomówień i oskarżeń. Jak tsunami, rozlała się fala niechęci, zatruła umysły i dusze ludzi. Następstwem tego stały się coraz liczniejsze głosy krytyki, domagające się walki z tym zjawiskiem. Sądzę, że krytyka ta doprowadziła do podziału społeczeństwa, które widzimy w dzisiejszym świecie. Ludzie zapomnieli o tolerancji, o prawie do własnego „ja”.
Rozłam społeczeństwa, którego dzisiaj wszyscy jesteśmy świadkami, jest głęboką i bolesną raną. Niechęć do „innych” niebezpiecznie zbliża się do krawędzi nienawiści. Niełatwo będzie zakończyć te spory, bo zacietrzewienie zaślepia i zagłusza głos rozsądku, który coraz częściej staje się „głosem wołającego na pustyni”.*
* Związek frazeologiczny. Pochodzi z Biblii. W przekładzie ks. J. Wujka ma postać „głos wołającego na puszczy”, także w późniejszych modernizowanych wydaniach (jeszcze w wydaniu z 1948 r. opracowanym przez o. L. Semkowskiego). W przekładach nowszych (m.in. ks. E. Dąbrowskiego, BT; ks. bpa. K. Romaniuka, w przekładzie ekumenicznym) występuje w formie: „głos wołającego na pustyni”.
© Marzena Marczyk
Komentarz do “Marzena Marczyk, „Obyś żył w ciekawych czasach””
W spojrzeniu na współczesność wszystkich nas łączy jedno: krótka perspektywa czasowa. Brak dystansu nie sprzyja obiektywizmowi. Wręcz go wyklucza. Mówiąc swoje – w przekonaniu o umownej słuszności takich sądów – twierdzę, że to, co się dzieje obecnie w Polsce było nieuchronne. I jako takie zdarzenie – ma jeden wielki walor: wszystko, co musiało się zebrać kiedyś i wyjść na światło dzienne – właśnie zebrało się, wylazło i rozkoszuje swoją naturą. Jest kwestią czasu kiedy tkwiący w tym mechanizm samounicestwienia zacznie działać, a że zacznie – to jest nieuchronne. No i jeszcze jedna kwestia: ceny, którą za ten proces zapłacimy. Niestety – wszyscy.