Samotność widać na ulicach zwłaszcza u starszych ludzi, którzy nigdzie nie pędzą idą tacy zamyśleni.
Kiedyś byłam świadkiem takiej samotności. Wybrałam się do restauracji z mamą i dziećmi, które biegały roześmiane po całym lokalu. Wszedł tam pan przy lasce, ubrany bardzo skromnie. Od progu przywitali go kelnerzy
– Witamy Panie Stanisławie….
Pan rozejrzał się chwile i usiadł bardzo blisko nas. Pomimo wolnych stolików dalej.
Kelner podszedł do niego i powiedział, że córka była i już zapłaciła za obiady na kolejny miesiąc. Po przekazaniu tej informacji wysłał sms , tak myślę że do córki pana Stanisława, by zameldować, że stawił się na obiad.
Starszy pan zaczepiał dzieci, uśmiechał się do nich i rozmawiał.
Kiedy już zjadł obiad i wstał od stolika, zwrócił się bezpośrednio do nas:
– Dziękuje, że dziś mogłem zjeść obiad w miłym towarzystwie….
Wtedy sobie uświadomiłam jak ważny w życiu samotnego człowieka jest KTOŚ. Nawet obcy człowiek, w towarzystwie którego można pobyć wspólnie, jakiś czas….
Iwona Rooda
6 komentarzy “Iwona Roda, Wymiary samotności”
Samotność bywa przekleństwem dla ludzi, którzy nagle, na skutek rodzinnych tragedii, zostają zupełnie sami. takiej pustki nie potrafią zapełnić przyjaciele, ani znajomi.
Agnieszka zwraca uwagę na bardzo ważny problem: samotność może być wyborem. Nie musi. Póki nogi niosą, a głowa nie hamuje – nie musi. Pan Stanisław mógłby być „okropnym staruszkiem” szkalującym własne dzieci, plującym na cały świat. Jest sam. Ale Jego samotność jest częścią rodzinnego życia. I On się w to rozwiązanie dobrze wkomponowuje. Pan Stanisław jest zaprzeczeniem syndromu I TERAZ MNIE BAW. On bawi się razem z nami.:)
Opisana sytuacja nie jest jednoznaczna, ponieważ Pan Stanisław nie jest dla obsługi restauracji anonimowym starszym Panem. Wychodząc z domu do ludzi, szuka kontaktu i nie jest bierny w swojej samotności.
Każdy z nas spodziewa życia bez samotności. Ona dopada nas bez zapowiedzi i to w momencie kiedy stajemy się akurat wobec niej najbardziej bezradni.Starość i samotność, to dwie biedy. Dorzucisz do niej chorobę i brak pieniędzy, a będziesz w raju. Utraconym…. 🙂
W mojej pracy mam tzw. „stałych klientów”. Przychodzą raz, dwa w tygodniu, czasami codziennie. Zawsze się uśmiechną, zawsze porozmawiają, chętnie poczęstują się cokolwiek mam na poprawę dnia. Sami mówią, że dzieci nie mają czasu, wnuki wyjechały za pracą albo na studia. Nie chcą skończyć z „setką” kotów. Wolą wyjść na spacer nawet w deszcz. Zdaje mi się, że cieszy ich perspektywa, że mają gdzie pójść, do kogo się odezwać, oderwać od czterech ścian.
Bardzo poruszyła mnie opisana historia. Samotność ma tyle twarzy, ile ludzkich losów, które możemy poznać, gdy trochę uważniej rozjerzymy się wokół siebie. Pani Iwono, dała Pani tej samotności coś od siebie. Chwile obecności.