Świętowanie rocznic zajmuje ważne miejsce w kalendarzach obchodów. Scenariusz z reguły jest ten sam. Czy da się coś w nim zmienić?
Pomaga mi dokonać wyboru optyki, moja rozmówczyni na czacie Fb.:
-Rocznice, to dobry temat, bo w naszym polskim grajdole zawsze hucznie obchodzi się rocznice smutnych wydarzeń…
To prawda. Gloryfikuje się wręcz „świąteczność” zdarzeń i radosne święta przeżywamy w grobowym niemal tonie. W tym zakresie jest daleko posunięta schematyczność zdarzeń i brak pomysłów na świętowanie. Niewielu próbuje to zmieniać. Liderują świętom: rocznica uchwalenia Konstytucji czyli 3 MAJA oraz 11 Listopada, czyli Święto Niepodległości. Od „nastu” lat mamy niezmienny program: przemarsze pod pomniki, Msza za Ojczyznę, okolicznościowe przemówienia. I stała obecność polityki, odmierzana kolejnymi wyborami. Uroczystości patriotyczne są wówczas doskonałym miejscem na promowanie się polityków różnych opcji. Ile już ich było w pierwszym szeregu, trudno nawet podejmować się zliczenia…
8 maja minie kolejna rocznica zakończenia II wojny światowej. Ciągle jeszcze wyjaśnia się, dlaczego ósmego, a nie dziewiątego… Moje pokolenie utrwaliło w pamięci 9 maja, a dla młodych nie ma to chyba większego znaczenia. Młodzi nie celebrują rocznic. Dla coraz większej grupy osób, to okazje do wypoczynku podczas „magicznego” długiego weekendu.
Świętowanie rocznic może być jednak okazją do ciekawych wydarzeń i spotkań, które stają się nietypową lekcją historii i patriotyzmu. Otóż w ubiegłym roku, wspomnianego 8 maja, odwiedził nas Krzysztof Dzikowski, znany wszystkim głównie, jako autor tekstów znakomitych przebojów wyśpiewanych przez Czerwone Gitary, S.Krajewskiego, A.German, Cz.Niemena, M.Rodowicz i wielu innych. Przyjechał, by promować swoją książkę „Tekściarz” ale głównie dlatego, by odwiedzić po wielu latach, miejscowość Rudno, k. Parczewa, w której przebywał w dzieciństwie, gdy zawierucha wojenna zamieszała w życiu wielu rodzin i odebrała szczęśliwe dzieciństwo. Nasze spotkanie z K.Dzikowskim w Rudnie więcej mówiło o wojennym losie, niż akademie. Takie doświadczenia z dzieciństwa pozostają w nas na zawsze i pobrzmiewają w twórczości. Są naszym lustrem czasu.
***
W krainie dzieciństwa
szukam obrazów i smaków
na wstecznym biegu myśli…
Droga – w porannej mgle,
drzewa zasłaniają widnokrąg.
Jak one urosły.
Wierzchołki dotykają nieba,
z góry wyliczają nasze spotkania.
To samo niebo nad ziemią,
inne – chmury, rzeka i wiatr.
W przeźroczystości wody
odbija się czas.
(BogSar)
Jest w każdym z nas ”niebo z moich stron”, jak słuchamy w piosence autorstwa K. Dzikowskiego pod tym samym tytułem. Jest też w nas „Mały Książę”. Takie emocje najłatwiej opisuje się w wierszach i wyśpiewuje w takich piosenkach, które pozostawia kolejnemu pokoleniu Pan Krzysztof.
Młodzi pojawili się na spotkaniu w Rudnie. To bardzo cieszy…
© Bogumiła Sarnowska
4 komentarze “Bogumiła Sarnowska, Świąteczność w codzienności”
Ciekawy temat. Szkoda, że ton taki, że tak to ujmę, formalny, bo można było popłynąć. Z naszych narodowych przywar dotyczących świąt możnaby się ładnie pośmiać. Chociażby szopka ustawiania zniczy w dobrym szyku, zamiast zająć się refleksją i wspomnieniami. Z jednej strony traktujemy sami siebie tak poważnie, że aż strach a z drugiej… sami ujmujemy ważnym dniom.
Prawdziwe świętowanie, to stan ducha…o właśnie, tak powinno być:)
Wszystko zaczyna się na poziomie wspólnoty: wspólne idee, przeżycia, wspólne zachowania. Rodzina jest pierwszą i najważniejszą z nich. Ona jest dla nas stałym punktem odniesienia do innych. Z naszych domów wynosimy o wadze spraw, zdarzeń, ludzi… To tutaj uczymy się wspólnego świętowania, uczestnictwa w tym, co ważne i przejmujemy tradycję. Im dom bardziej bliski jest innym grupom kulturowym – szczególnie szkole, a potem miejscu pracy – tym lepiej. Im bliższe są sobie systemy wartości środowisk, w jakich funkcjonujemy – tym prostsze, emocjonalnie bliskie i oczywiste są dla nas zachowania innych ludzi. Także te odświętne 🙂 A swoją drogą – nie odnosicie wrażenie, iż prawdziwe świętowanie, to jest stan ducha? A wtedy im mniej przysłowiowej pompy, a więcej wspólnoty ideowej, prawdziwego przezywania – tym autentyczniej, wznioślej i bardziej uroczyście? Wtedy i słowa są proste i gesty oszczędne i jest zwyczajne sacrum …
Kiedyś nie lubiłam wszelkich rocznic, za dużo patosu, sztucznych przemówień, , teraz wiem, że mimo wszystko zawsze to lekcja historii. Niedawno oglądałam program w tv, pytano na ulicy przechodniów, młodych ludzi o hymn narodowy. Jakie było moje prserażenie, że co druga osoba nie potrafiła odppwiedzieć, ktoś powiedział, że to Międzynarodówka, ktoś, że to marsz Dąbrowskiego, nie potrafili zaśpiewać jednej chociaż zwrotki. Wiarę przywrócili mi kibice, którzy bez zająknięcia, z ogromnym szacunkiem śpiewają hymn np. na skokach. Myślę podobnie, jak Ty Bogusiu, trzeba podejść do świętowania wszelkich państwowych świąt w sposób ciekawszy. Właśnie typu spotkań z ciekawymi ludźmi, z więksxą radością świętujmy to i młodzież zachęcimy i nauczymy historii. Bardzo ciekawy felieton:)