Archiwum miesiąca: lipiec 2019


Kiedy byłem młody czytałem co się da. To znaczy książki, gazety i czasopisma. Nie było internetu. Był Empik. Taki łącznik ze światem zewnętrznym. Bo my żyliśmy w świecie wewnętrznym. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to odsyłam do opisów życia w PRL.  Trafiła wtedy w moje ręce cienka książka Ireneusza Iredyńskiego pt. Manipulacja. Niestety, po Iredyńskim nie pozostała żadna barwna legenda, jak po wielu twórcach tej epoki. Bohater Iredyńskiego pięknie milczy, by nie zagłębiać się zbytnio. Nie zna języków obcych.  Zapamiętałem jeszcze: Manipulacja – co posłużyło mi dzisiaj za tytuł tego felietonu i że  “Dupa i sztuka nie ulegną upaństwowieniu”. Ale to cytat z pamięci, może coś być nie tak. Potem dowiedziałem się od Gombrowicza, że: “Nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę zaś przed pupą w ogóle nie ma ucieczki”. Otóż dzisiaj już wiem, że i dupa, i sztuka zostały w znacznym stopniu unarodowione, a ponadto – […]

Wiesław Fałkowski, Totalna manipulacja


Upadek istotności treści piosenek zaczął się chyba w momencie masowego tworzenia list zagranicznych przebojów, w tych przaśnych czasach, kiedy w szkołach królował jeszcze język rosyjski, przez co nauka języków obcych mocno kulała, chociaż społeczeństwo tęskniło za zachodnim światem. Mieliśmy z niego dobrą muzykę, nieważne, że mało kto rozumiał treść anglojęzycznych tekstów.  Powoli niedostrzegalnie przekaz płynący z tekstów przestawał być istotny, liczył się rytm, energia, wpadająca w ucho melodia i popularność za granicą. Liczyła się tylko muzyka, było to też wyrazem oporu i protestu przeciw sytuacji w kraju, koncerty zagranicznych artystów i zespołów przyciągały tłumy.  Pozwalano na nie, na taki swoisty sposób upuszczania pary z gwizdka, co przynosiło niezły poziom kultury muzycznej w narodzie.  „Diskiem polo” były wtedy piosenki biesiadne, ludowe, śpiewane na weselach  i przy ogniskach, ale mimo to poezja śpiewana, studencka, aktorska, kabaretowe teksty zaangażowane, satyryczne utwory również były popularne. Treść jeszcze się liczyła, chyba dlatego, że szkoła wymagała […]

Anna Dędor, Kultura piwna i pierwsza reforma szkoły


Użyłem środków przymusu bezpośredniego w postaci rozerwania poszewki kieszeni oraz złamania jej szyfru zamka błyskawicznego. Poddała się, lecz nie bez wyczuwalnego oporu. Tym samym odzyskałem dostęp do monet, by wyjechać samochodem z płatnego parkingu — koszt 1,0 zł, czyli 100,0 groszy polskich. Automat nie przyjmował groszy. Autorytarnie zażądał monety jednozłotowej. W mojej zbuntowanej kieszeni nie znajdował się taki nominał. Zostałem zmuszony do zdobycia monety, której żądał. Dwie pięćdziesięciogroszówki przyczyniły się walnie, do opuszczenia nieprzyjaznego terenu. Podszedłem do automatu, bezduszna maszyna połknęła bilet parkingowy i wyświetliła komunikat o jego przygotowaniu, gdy uiszczę opłatę 1,0 zł. Z dumą pokazałem jej, że mam i zdecydowanym ruchem, wsunąłem monetę w szczelinę przygotowaną specjalnie na takie okazje. „Sprawdzam monetę” – kurde! Co ona sprawdza i dlaczego?! Złotówa została bezceremonialnie wypluta do pojemnika zwrotów. Co jest? Nic, żadnego ostrzeżenia bądź słowa wyjaśnienia. Bezczelna! Wokół gromadzili się ludzie, z zaciekawieniem patrząc na moje zmagania. Wyjąłem złotówkę i […]

MiWi, Parking



2
Kilka dni temu otrzymałam od pewnego dżentelmena zaproszenie do grona znajomych. Zanim potwierdzę zaproszenie, mam w zwyczaju sprawdzić, co znajduje się na profilu zapraszającego oraz czy widnieje on na stronach znanych mi osób. Tak było i tym razem. Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku, aż do momentu, gdy nie natrafiłam na posty. Posty, które wprawiły mnie w osłupienie. Odebrało mi głos. W jednym z nich ów pan opisuje sytuację z randkowego portalu, gdzie pięćdziesięcioletnia staruszka poszukiwała „na gwałt seksu”, a on jej z szacunkiem odpisał, żeby wzięła różaniec i modliła się, na co owa „staruszka” zasugerowała, żeby to on wziął różaniec i walnął się nim w łeb. Pan kipiał z oburzenia, że został uznany za adminki za impertynenta i zbanowano go, a to przecież jego obrażono. Zwrócił się więc na swoim profilu do jednej z nich, nazywając ją pieszczotliwie „ty debilko”. Oniemiałam po raz wtóry, gdy dotarłam do […]

Gabriela Szubstarska, Kółko różańcowe


Nie tak dawno temu żyliśmy w społeczeństwie wzajemnego pomagania sobie. Za czasów komuny było strasznie, siermiężnie i wrogowi najgorszemu takiego losy życzyć nie wypada. Z czystej choćby  tylko przyzwoitości. Jednocześnie – w tych strasznych czasach – większość  funkcjonowała w formule wzajemnego pomagania sobie. Na przykład wiadomość o tym, gdzie rzucili akurat papier toaletowy – roznosiła się migiem. Nie wspominając rarytasów w postaci info o mięsie bez kości – na kartki czy innych dobrach – równie trudno dostępnych. Oczywiście, w społeczeństwie komunistycznym funkcjonowały wyśmienicie także pospolite pijawy i przyssawki, ale to nie one nadawały ton temu, jak się żyło. Nie pamiętam domu, do którego poszedłem z głupia frant, jako kolega szkolny, gdzie otwierająca drzwi matka kumpla czy koleżanki nie zapytała mnie czy nie zjem talerza zupy.  Moja mama częstowała wszystkich zupą, która nie wiadomo dlaczego nazywała się „Miss Polonia” . Była na mleku, ale z warzywami i masełkiem. Moje koleżanki wpadały […]

Tadeusz Wojewódzki, Talerz zupy