Czy i ty znasz już grę w kalmara?
Każdego ranka, kiedy się budzę, pierwszą moją aktywnością jest sprawdzenie czy za oknem świat jeszcze istnieje. Bo przecież nigdy nie wiem na pewno czy przepowiednie wszelkiej maści proroków o nieuchronności końca nie ziściły się przypadkiem ostatniej nocy, kiedy smacznie spałem.
Każdego ranka, kiedy się budzę, moje życie jest o jeden dzień krótsze. Bez względu na poglądy, religię, przekonania, kolor skóry, płeć (czy jak to się dzisiaj modnie mówi – gender). Bez względu na to, czy notorycznie utyskujemy na jakość naszego życia i jestesmy wiecznie niezadowoleni, czy też chwalimy dzień i życie, i cieszymy się każdą chwilą.
Bez względu na to, czy potraktujemy kolejny dzień jako karę czy nagrodę, każdego ranka nasza linia życia skraca się o dwadzieścia cztery godziny. Przekonanie o tym, że życie jest wieczne jest jedną z wielu utopii, w które tak chętnie wierzymy. Niestety, że to utopia nie będzie nam dane się przekonać, gdyż dowód na to objawia się w nieskończenie krótkiej chwili tuż po naszej śmierci.
Tymczasem wspomnę, dla potrzeby zrozumienia dalszej treści, że moje największe życiowe rozczarowanie przeżyłem jako młody człowiek zapatrzony w ideę powszechnej równości. Urodziłem się w państwie, gdzie z niemałym wysiłkiem, władcy próbowali nakłonić swoich poddanych do budowy komunizmu. Głosili poglądy, że konieczne jest zniesienie ucisku i wyzysku społecznego najbiedniejszych przez krwiożerczych kapitalistów. Głosili, że społeczeństwo musi być bezklasowe i oparte o wspólną własność środków produkcji, a dobra muszą być sprawiedliwie rozdzielane. Czym ta utopia polegająca na przekonaniu, że wszyscy mogą być sobie równi się skończyła – dobrze wiemy, a ideologia komunistyczna, modyfikowana przez kolejne reżimy, stała się na świecie symbolem totalitaryzmu, ucisku i zbrodni.
Otaczający świat zmienia się każdego dnia. Porzućmy nadzieję, że jutro będzie lepiej, albo przynajmniej – tak samo. A ten świat, który przywołujemy z pamięci oglądając się za siebie nigdy już nie powróci. Nadchodzi Nowe, a jakie będzie jego prawdziwe imię – nikt nie zgadnie.
Wizjonerzy wszelkiego kalibru snują przypowieści o tym jak zmienia się otaczająca rzeczywistość i co nas czeka w niedalekiej przyszłości. Kiedy byłem młodym chłopcem zaczytywałem się w powieściach fantastyczno-naukowych. Wtedy przepowiadanie przyszłości było domeną pisarzy i wróżek. Dzisiaj poważni analitycy piszą raporty a poważne instytucje międzynarodowe je publikują. Według raportu Global Industry Vision, “za 3 lata średnio 10 robotów znajdzie się na wyposażeniu domów spokojnej starości w krajach grupy G8. Oprócz pomocy w pracach takich jak towarzyszenie osobom starszym podczas spacerów, inteligentne roboty będą sposobem na samotność – zmobilizują pensjonariuszy do rozmowy i ruchu.” Czyżby? Czy sztuczna inteligencja, nawet ta najbardziej zaawansowana, czy roboty – nawet te najwybitniej inteligentne, zastąpią nam naszych bliskich? Czy staniemy się jedynie pensjonariuszami zmuszanymi do podstawowych aktywności życiowych?
Pisałem już na samym początku, że każdego ranka, kiedy się budzę, pierwszą moją aktywnością jest sprawdzenie czy za oknem świat jeszcze istnieje. Potem, kiedy mam pewność, że jeszcze warto, zaczynam wymyślać co zjem na śniadanie i obiad. Następnie zadaję sobie pytanie, jaki nowy serial obejrzę dzisiaj w Netflixie?
Ostatnio – z niechęcią zacząłem oglądać koreański serial pt. Squid Game. Bardzo trudno mi przyzwyczaić się do produkcji azjatyckich. Kinowo jestem wychowany głównie na filmach hollywoodzkich i kino z Dalekiego Wschodu przyswajam z trudnością. Wyjątek, chyba jedyny, stanowią filmy Akiry Kurosawy, które wywarły na mnie duże wrażenie, być może dlatego, że były genialne, ale może jedynie dlatego, że oglądałem je w czasach kiedy były w moim kręgu kulturowych zupełnie egzotyczne.
Wracając teraz do serialu Squid Game: do zagłębienia się w fabułę, mimo utrudnień, skłoniły mnie doniesienia miejscowej prasy, że dzieci w brytyjskich szkołach zaczęły “grać w kalmara”, oraz fenomenalna oglądalność przekraczająca na całym świecie (bo zjawisko to przecież globalne) 130 milionów widzów, co dało łączny czas spędzony przez ludzkość przed telewizorami 1,4 mld godzin! Fabuła filmu, aczkolwiek moralnie wstrętna i tocząca się wokół okrutnych ludzkich zachowań a także, równie okrutnego, sposobu patrzenia na świat i społeczeństwo, nie jest niczym nowym. Wspomnę dla przykładu japońską produkcję Battle Royale z 2000 roku, czy amerykańskie Igrzyska śmierci z 2012.
No cóż, każda upadająca cywilizacja miała swoje igrzyska, w których stawali naprzeciw siebie gladiatorzy i toczyli walkę na śmierć i życie. Pokonany okrywał się hańbą, co prawda pośmiertną, ale jednak. Zwycięzca zachowywał życie i mógł liczyć, przynajmniej przez jakiś czas, na splendor i materialne zadośćuczynienie. Nie wiem, czym to wytłumaczyć? Może drzemie w nas – ludziach, skrzętnie ukrywana, przyjemność z obserwowania okrucieństwa i śmierci?
Mniej więce po pięciu godzinach ogladania serialu dostrzegłem jednak jeszcze jedno ukryte przesłanie: film jest lewicowym manifestem, którego nie wymyśliliby najlepsi spece od manipulacji i propagandy komunistycznych reżimów. Twórcy i producenci serialu pokazują kapitalistyczny świat, w którym nieszczęśliwi obywatele są wyzyskiwani. Bohaterowie tej opowieści, co do jednego, są skrzywdzeni przez system, wykluczeni, wyrzuceni na margines, wykorzystani przez bankierów, pracodawców, ogólnie mówiąc – złych kapitalistów.
Tracąc wszelką nadzieję na sprawiedliwość społeczną i uczciwy podział dóbr, bohaterowie rzucają się w wir okrutnej gry na śmierć i życie, bo to zdaje się być lepsze od marnej, beznadziejnej egzystencji we współczesnym świecie. Na domiar wszystkiego okazuje się, że gra toczy się ku uciesze moralnie zgniłych, zwyrodniałych bogaczy za ich pieniądze i wyłącznie dla zaspokojenia ich krwiożerczych instynktów i fanaberii.
Paradoksalnie, historię tę stworzyła, wyprodukowała i pokazuje na ogólnoświatowej platformie streamingowej jedna z największych globalnych firm kapitalistycznych. Netflix to największa firma rozrywkowo-medialna pod względem kapitalizacji rynkowej. W 2021 roku został sklasyfikowany przez Morning Consult jako ósma najbardziej zaufana marka na świecie. Netflix jest postrzegany jako część świata zaawansowanych technologii.
Czyżby kapitaliści strzelali sobie w stopę?
A może dla zwiększenia oglądalności, dla osiągnięcia zysku globalne korporacje medialne
gotowe są wywołać światowe rewolucje i rękami skrzywdzonych obalić stary porządek, przywrócić sprawiedliwość i równość społeczną?
W tym miejscu dodam, że koreański serial Netflixa przyniósł gigantyczny zysk i tzw. wartość wpływu jest bliska 900 mln dolarów. Natomiast koszt jego wyprodukowania był znacznie niższy od dzisiejszych, serialowych standardów. Film kosztował zaledwie 21,4 mln dolarów, co daje nieco ponad 2 mln za odcinek. Dla porównania program The Closer Dave’a Chappelle’a kosztował 24,1 mln dolarów, inne hity odpowiednio 10 i 8 mln dolarów. Ciekawostką jest, że Netflix ustami swoich prawników oświadczył, że “firma nie omawia swoich danych finansowych „na zewnątrz” i podejmie kroki, by chronić je przed upublicznieniem”.
Można jeszcze pomyśleć inaczej: wszystko to co się wokół nas dzieje to oznaka i dowód na nieodwracalne zmiany w znanym nam świecie.
Coś się zbliża, nadchodzi. To co było – już nie wróci.
Bliska przyszłość pokaże czy świat będzie jeszcze istniał.
A my – gatunek homo sapiens?
Być może, aby przetrwać, przyjdzie nam wkrótce zagrać w okrutną “grę w kalmara”?
Wiesław Fałkowski, 26-11-2021