Poszedłem przedłużyć umowę. Bez niej musiałbym płacić więcej za telewizję. I tak oglądam od wielkiego, zazwyczaj sportowego jedynie – święta. Ale jest w pakiecie. Nie wiem, co to pakiet, ale wychodzi taniej, więc się cieszę.
Miłe panienki, przestronne biuro, umiarkowana kolejka. Słowem luz. Ale jak mam coś podpisywać, to i tak zawsze jestem spięty. I tym razem powodów jest przynajmniej kilka. Znów – to samo. Miało nie być małym druczkiem, a jest. Poprzednia umowa nie zabolała niespodziankami, więc może i ta się sprawdzi. Kombinuję więc sobie, żeby miła pani wskazała miejsce zmian w umowie. W stosunku do poprzedniej. Perfekcyjnie przygotowana – wyjaśnia – co i jak. Powoli łapię fazę względnego spokoju. Ale tylko na moment. Okazuje się bowiem, że w umowie otrzymuję bezpłatny pakiet. Pani opisuje mi skalę uzyskanych tą drogą korzyści, w postaci licznych, dodatkowych programów.
Teoretycznie ma to sens. Skoro i tak nie oglądam prawie niczego, to lepiej jest nie oglądać więcej tego, co mógłbym obejrzeć, niż mniej. Wszak większa wolność – tym się różni od mniejszej wolności, że więcej możesz. Przypomniały mi się czasy ręcznie przestawianych kanałów. Robiło się to taką, wielką gałką umieszczoną po prawej stronie malutkiego, srebrnego ekranu. Gałką można było kręcić wiele razy, ale kanał i tak był tylko jeden. Do rzeczy: teraz będę miał za darmo, przez kilka miesięcy, dodatkowe kanały.
– A co potem? Po tym – bezpłatnym – oglądaniu ?
– Potem trzeba będzie dodatkowo zapłacić 10 zł miesięcznie lub zrezygnować.
Siedzę tak sobie i kombinuję: po co mi te kanały, których i tak nie będę oglądał, a jak zapomnę o rezygnacji, to trzeba będzie dodatkowo płacić? Bardziej logicznie jest zrezygnować od razu.
– Nie ma takiej opcji – wyjaśnia korporacyjna dziewczyna.
– A jak zapomnę zrezygnować za te trzy miesiące, to co się stanie? – pytam tylko z samej ciekawości
– Nic wielkiego. Zapłaci pan za pierwszy miesiąc 20 zł, a za każdy następny – już tylko po 10 zł. I korzysta pan z dodatkowych kanałów.
Stara formuła głosi, że jak dają – to bierz, a jak biją – to uciekaj. Powstała w czasach prawdziwej wolności. To właśnie wtedy miałeś do wyboru: dawali – mogłeś brać lub nie. W czasach kultury korporacyjnej wolność zamienił przymus. Dzisiaj musisz brać. Nie dlatego, że potrzebujesz czy chcesz. Musisz brać, bo tak sobie życzy korporacja, bez której nie możesz się obejść.
Korporacyjna obłuda każe swoim ludziom wymyślać produkty handlowe w postaci pozorowanych korzyści. Formuła jest pozornie prosta i sprawiedliwa: dostajesz od nas coś za darmo – na jakiś czas. Jeśli nie zrezygnujesz w porę – zapłacisz troszkę więcej. Jaki procent zaganianych codziennością Polaków będzie pamiętało o rezygnacji? 10% – 20% ? Czyli kilka milionów będzie płaciło po 10 zł więcej. Niech ich będzie tylko milion. Korporacja ma 10 mln przychodów miesięcznie więcej.
To się nazywa skubanie – przez zapominanie. Trwały element korporacyjnej kultury.
3 komentarze “Tadeusz Wojewódzki, Skubanie – przez zapominanie”
Celnie opisany ważny fragment naszego życia, skubią nas tu i tam, nie pytając o zgodę i oczywiście są potem przykładem sukcesu gospodarczego, bo przecież możesz zrezygnować i nie zapomnieć- ale brać musisz wszystko, skoro bierzesz od nich cokolwiek z własnego przecież wyboru – chociaż czasem i wyboru nie ma.
Skubanie przez zapominanie, bardzo trafne określenie. Też nie znoszę, jak się mnie do czegoś zmusza, czuję się ograniczona, ubezwłasnowolniona,nie mogę decydowac sama, ktoś za mnie wybiera, czy tego chcę, czy nie. Osoby, które twardo chodzą po ziemi, notują wszystko, pilnują, są w stanie to wszystko ogarnąc, natomiast romantycy, albo po prostu ludzie zwyczajnie zagonieni, nie panują nad tym wszystkim. Tym bardziej, że takich „skubiących rzez zapominanie” korporacji jest mnóstwo. Sposób na funkcjonowanie we współczesnym świecie? Tylko gdzie jest wolnośc wyboru?
Świetny felieton.
Pozdrawiam:)
Opisany sposób działania jest w dzisiejszych czasach bardzo popularny. Dam Ci za DARMO, hasło reklamodawców, ludzie,, chcą, wierzyć w iluzje reklamy