Chcemy dobrze, sensownie, sprawiedliwie, a wychodzi – jak wychodzi. Zazwyczaj w formule Kargula: „Sąd – sądem, a sprawiedliwość po naszej musi być stronie”. Również ta scena w „Samych swoich” bawiła nas do łez. Film – filmem, a w realu jest zupełnie inaczej. Nic nie boli nas bardziej, niż poczucie niesprawiedliwości, nabijania w butelkę, okłamywania nas – prosto w oczy, wciskania, że białe nie jest białe… To nas boli. Trudno jednak wykrzyczeć ten ból z sensem, gdyż ale nie umiemy o tym rozmawiać. O tym, co jest nie tak…
Nie umiemy przede wszystkim dlatego, że rozmowę rozpoczynamy zazwyczaj od konkretnego przykładu. Przyszło nam żyć w takich czasach, że coraz mniej jest przykładów neutralnych, dobrze ilustrujących nasz problem. Przykładów -bez kontekstu. Ten ma zazwyczaj charakter polityczny. I dlatego nasza rozmowa –rozpoczęta konkretnym przykładem – zamiast o problemie – schodzi na politykę. Dokładniej – na konkretnego polityka. Takim oto sposobem lądujemy na najlepszej ścieżce do przekonania, że nie ma już normalnych ludzi, z którymi można normalnie porozmawiać o normalnych sprawach…
Racji w tym przekonaniu – porcja jest znikoma, ale wniosek będzie słuszny, jeśli nauczymy się rozmawiać o tym, „co jest nie tak” – bez odwoływania się do przykładów czerpanych z naszej współczesności.
Najłatwiej mają ci, których nie boli nic innego, poza ich sprawami osobistymi. Konkretny szef, konkretna urzędniczka lub urzędnik, konkretna sprawa… Tacy rozmówcy personalizują problem – sprowadzają go do konkretnego człowieka. Myślą konkretnie: „że koń, że Staś, że drzewo”…
Najtrudniej mają ci, których boli „ludzka krzywda”, „niesprawiedliwość społeczna”, „fałszowanie historii”, „dzielenie rodaków” itp. Przyzwyczajeni do personalizacji problemu zapytają od razu : A kto dzieli? Kto zaczął pierwszy? Sedno nie tkwi obecnie w tym, to był pierwszy, ale w konsekwencjach tego, że skaczemy sobie do oczu. Ale jak to wytłumaczyć rozmówcy, który twierdzi, że ważne jest kto skacze mocniej, a nie problem nienawiści zasianej w naszych mózgach i sercach…
Jest taka szansa, żeby mówić o tym, co jest nie tak i nie licytować się konkretami ?
Nie ma innego wyjścia. Przerzucanie się piłeczkami, a potem – kamieniami, jest dobre tylko dla tych, którzy zamierzają niszczyć, rujnować, burzyć. Nam potrzebna jest pozytywna, dobra energia, serdeczność, poczucie przynależności do przyjaznej wspólnoty.
Jeśli pozostawać już koniecznie – w realu konkretów, to i tutaj można zrobić sporo dobrego. Unikaj ludzi złych, z negatywną energią, ”nawiedzonych” ideologicznie, nakręconych… Twoja obojętność, brak relacji na gadanie – jest dla nich największą karą. Zwracaj uwagę na przyjaznych, serdecznych. Pochwal dobrze wykonujących swoją prace. Powiedz im jak to jest dla Ciebie ważne.
Takie małe kroczki? Jaki to ma sens?
Stawiając małe kroki, konsekwentnie, w tym samym kierunku – przybliżasz się do swojego celu. Postępując – w relacjach z ludźmi – tak, jak to opisaliśmy – powoli budujesz w swoim środowisku relację życzliwej wzajemności: nie czynienia innym tego, co Tobie nie jest miłe. Jeśli nie lubisz być opluwany, to sam nie plujesz na innych. Otaczasz się takimi samymi, jak ty. W takim gronie przyjdzie czas, by poważnie rozmawiać o regułach, zasadach, które muszą być respektowane przez wszystkich w naszej społeczności.
Nie martw się tym, że nie każdemu taki sposób zachowania będzie odpowiadał. Nie musi. W demokracji chodzi przecież o większość… Nic nie stoi na przeszkodzie, aby była ona właśnie taka: oparta na formule wzajemnej życzliwości, którą nazywano kiedyś atencją. Jak zwał – tak zwał – chodzi o to, by innym nie czynić tego, co Tobie nie jest miłe. Będzie lepiej.
6 komentarzy “Tadeusz Wojewódzki, Będzie lepiej”
Dzięki za pogłębiony, refleksyjny komentarz 🙂 Świadomość, że jest nas więcej – dobrze działa także na podświadomość 🙂
Komentując krótko Pana felieton, powiedziałabym: „Karma powraca” lub „Kto mieczem wojuje, od miecza ginie”. Prosta rzeczywistość, która została przez ludzkość tak sponiewierana i wypaczona, że nie dostrzega się już często prostoty działania tego mechanizmu. Zgadzam się całkowicie z Pana tezą, że „najtrudniej mają ci, których boli „ludzka krzywda”, „niesprawiedliwość społeczna”, bo najczęściej towarzyszy temu poczucie całkowitej bezradności w działaniu. Bo jak tu po ludzku zrozumieć i zaakceptować czyny nieakceptowalne społecznie? A przede wszystkim, jak im przeciwdziałać, nie mając mocy sprawczej i naprawczej tego świata? Wybieramy więc często drogę własnego wewnętrznego spokoju, dystansując się od tych, których nie możemy zmienić i od sytuacji, na które nie mamy absolutnie żadnego wpływu. I tak jest dobrze, bo tylko mając w sobie ten wewnętrzny spokój, mamy szansę oddziaływać na innych w podobny sposób. I będzie jeszcze lepiej, jeśli tylko każdy z nas weźmie odpowiedzialność za słowa, które wypowiada. Ja osobiście czerpię tę siłę ze znanych słów
„Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego”.
Niestety coraz częściej spotykamy ludzi, dla których „przerzucanie się kamieniami” jest jednym z ulubionych zajęć. Co jest tego konkretną przyczyną – nie wie nikt, ale rzeczywiście jedynym rozwiązaniem na odcięcie się od tej „chorej walki” jest unikanie tego typu sytuacji. Dobrze, że istnieją jeszcze jednostki, które pamiętają, czym jest kultura i szacunek do drugiego człowieka. Warto otaczać się tymi, którzy zarażają dobrą energią i napędzają nas do działania. Stanie w miejscu jeszcze nikomu nie przyniosło nic dobrego.
To wspaniałe, że ktoś pisze o życzliwości i szacunku dla drugiego człowieka. Rzeczywiście w dzisiejszej Polsce trudno o prawdę i sprawiedliwość a w zamian za to mamy zakłamanie i niekompetencje; zaczynając od wierzchołka góry a kończąc na samym dole. To smutne, ale trzeba żyć dalej i jak zwykł mawiać
prof. Bartoszewski: „warto być szlachetnym…”, człowiekiem, warto mieć własne zasady i kierować się nimi, aby móc iść przez życie z podniesioną głową.
Bardzo dobre ujęcie tematu. Ci. którzy zamierzają coś zrobić potrzebują poczucia przyjaznej wspólnoty, a nie przerzucania się „kamieniami”. Jak najbardziej, ma to sens. Mogą być małe kroki, ale najważniejsze, by iść tą drogą, bo najgorsza jest obojętność, której skutki kiedyś uderzą, jak nie w nas, to w nasze dzieci.
Z wielką uwagą przeczytałam ten felieton, ileż prawdy w nim…Jak niewiele trzeba, żeby świat wydał się choc trochę lepszy. Odrobina życzliwości w stosunku do innych, rozmowa, rozpatrywanie problemów bez narzucania swojego zdania, a przede wszystkim bez personifikowania. Myślę, że w każdym człowieku jest coś pozytywnego, bez względu na to, jakim się wydaje beznadziejnym przypadkiem. Umiejętnośc wysłuchania, rozmowy, wychwycenia tego, co w drugim najlepsze, podkreślenia, następnie pochwalenie to wielka sztuka, ale efekt gwarantowany. Niby tak niewiele, a jakże dużo. Jestem zawsze zdania, że powinno się traktowac drugiego człowieka tak, jak by się chciało byc przez niego traktowanym. Myślę, ze to wystarczy. Atencja ma wielką moc.
Gratuluję przemyśleń i dziękuję za ten tekst.