W szkole nauczono nas myślenia kategorią: JESTEŚ TAKI, JAK TWOJE WYPRACOWANIE/ JTJTW/. Na piątkę, albo na dwójkę. Nie jest więc tak, że ktoś jest dobry z polskiego /ma kompetencje językowe, zdolność kojarzenia faktów, logicznego myślenia i wnioskowania/ i pisze złe wypracowania. Dlaczego złe? Zdaniem „Pani od polskiego” – za krótkie. Pani kazała napisać na 4 strony. A uczeń – z uporem maniaka – pisze na jedną lub dwie. Mniejsza zresztą o kryteria. Liczy się sama formuła myślenia: JTJTW.
Ta formuła utrwala się i krzepnie wraz z nami, zyskując z czasem formułę SYNDROMU UCZNIA. jego sens sprowadza się do tego, że opinie o naszych dziełach wszelakich utożsamiamy z opinią o nas. Jeśli jest to np. notatka służbowa i ktoś zarzuca tej notatce brak logiki, to jej autor czuje się dotknięty, obrażony i przyjmuje postawę oblężonej twierdzy. Będzie bronił tej notatki – do upadłego, w takiej formule, jaka ona jest. A o wyrażającym negatywna opinię o notatce zacznie myśleć negatywnie.
SYNDROM UCZNIA powoduje, że jesteśmy przyssani do naszych dzieł, gotowi dzielić ich los na dobre i na złe. Tymczasem w pracy chodzi o to, żeby notatka była sensownie zrobiona, gdyż wtedy inni będą mogli z niej korzystać. Nie chodzi w tym przypadku o nas, tylko o notatkę. Nie o to jacy my jesteśmy, tylko jaka jest ona.
Na 100 ludzi 99 cierpi na ten syndrom, a wraz nimi na konsekwencje jego obecności. Cierpi jakość naszego życia.
Po pierwsze dlatego, że funkcjonujemy wśród dzieł niższej jakości, niżby mogło to wynikać z możliwości, jakimi dysponujemy. Po prostu obecność SU w pracy zniechęca ludzi do oceniania cudzych dzieł, skoro ich autorzy obrażają się, odgrywają, pomawiają itp.
Po drugie – jakość naszego życia cierpli dlatego, że nasze relacje z ludźmi opieramy na hipokryzji, zakłamaniu i fałszu, których – w sumie – nie cierpimy, ale na straży ich obecności stoi własne SYNDROM UCZNIA. Ilekroć bowiem ktoś powie coś krytycznego na temat naszego dzieła czujemy ból zawodu utraconej sympatii, zawód sponiewieranej wierności, cierpienie niezawinionej krzywdy. A jeśli nam z kolei przyjdzie do głowy pomysł, żeby ulepszyć coś w cudzym dziele – obwinienie zostaniemy wadami obok których nawet nie przechodziliśmy świadomie.
Kolesiostwo, wzajemne pochlebstwa, chwalenie miernoty – stały się dzięki SYNDROMOWI UCZNIA- dowodem społecznego wyrobienia, znajomości życia, mądrości człowieka nie czeszącego kota pod włos.
SYNDROM UCZNIA – wyniesiony z ław szkolnych – siedzi w nas tak mocno, że choć mało kto akceptuje konsekwencje jego obecności, jeszcze jest mniej tych, którzy potrafią odessać się od swoich dzieł i mówić o nich bez nadwrażliwego dystansu emocjonalnego.
Mogliśmy żyć lepiej, wygodniej, mądrzej. Ale blokuje nas własny sposób myślenia. SU – także.
11 komentarzy “Tadeusz Wojewódzki, Syndrom ucznia”
Edukacja podstawowa jest dla każdego z nas jedną z najważniejszych lekcji w życiu. To w szkole podstawowej uczysz się jak odbierać krytykę, jak pochwałę, uczysz się pracy w grupie, indywidualności oraz kreatywności. Niestety zazwyczaj lekcje które odbywamy podczas edukacji podstawowej zniechęcają nas młodych do mówienia, wyrażania własnych opinii, odchodzenia od ustalonych kryterii oraz norm. Nastawienie nauczycieli, którzy każą nam spełniać klucz i zamykają nas w ograniczonej klatce odpowiedzi. Wszystko musi być kontrolowane, nie ma możliwości odejścia w kreatywność i własne myślenie. Najsmutniejszy jest syndrom ucznia, który pozostaje w nas na długo po zakończeniu edukacji podstawowej. Niektórzy już zawsze zaszyją w sobie strach przed własną oraz samodzielną wypowiedzią, strach przed wyjściem przed szereg. Ta strategia oceniania młodych uczniów powinna ulec zmianie, gdyż zaburza /zabija rodzących się w nas artystów i cennych dusz.
Jakie to przykre, że wiele zależy od przypadku i równie wiele zaczyna się od nadzoru jaki sprawuje nad nami nauczyciel. Dzieci są tłamszone teoriami dorosłych, ich wizją świata, zamiast rozwijać się wedle własnej natury, która odróżnia ich od innych, tym samym czyniąc wyjątkowymi.
Strzał w dziesiatke! Syndrom ucznia doskwiera nam wielu. Społeczeństwo uczone jest by żyć według wzorców. Zabijana jest kreatywność. Mocny felieton.
Miałam okazję doznać na własnej skórze, „narodzin” zjawiska Syndromu Ucznia podczas współpracy z dziećmi.
W większości przypadków, od moich uczniów rodzice wymagają aby w krótkim czasie stały się wszechstronnie uzdolnione: zaczynając od znajomości kilkunastu języków aż do kompetencji sportowych, matematycznych etc.
Pod wpływem presji dochodzi często do destrukcji, uczeń zamiast pracować w grupie, chcę pokazać własną indywidualność, popisać się znajomością tematu oraz własnymi ambicjami. Wśród osób bardzo młodych taki „nacisk” doprowadza do wzajemnej zazdrości, która przekracza granicę zdrowej rywalizacji. Również w efekcie zbyt silnych wymagań sam uczeń potrafi źle znosić krytykę, za bardzo przyjąć ją do siebie lub zaciekle jej bronić, choć jego praca może być pozbawiona sensu.
Syndrom ucznia coraz częściej objawia się w środowisku nauczycielskim, obecnie za złe wyniki ucznia, za „porażkę” obwinia się prowadzącego i zarzuca się niekompetencję. Nierzadko dochodzi do „podcinania skrzydeł”, nie zawsze można podejść do tematu i pokazać go w inny sposób, gdyż nie jest on zgodny z ogólnie przyjętymi wytycznymi.
SU – „schorzenie XXI” wieku, w którym sami potrafimy uwięzić się jak w klatce, To uczucie, gdy najmniejsza krytyka (nie bezpodstawna), potrafiąca pogrzebać poczucie własnej wartości oraz budująca fałszywy obraz naszej osoby.
Czy faktycznie jesteśmy skazani na powielanie tych samych schematów?
Zauważmy skąd bierze się też taki model oceniania, czyli : to co napisano = świadczy o autorze. Moim zdaniem wynosimy to ze szkoły, ponieważ zawsze musieliśmy odpowiadać na pytania „co autor miał na myśli?” . Mało tego, że należało udzielić odpowiedzi to jeszcze trzeba było wstrzelić się w to , co podaje klucz odpowiedzi . Poprzez takie zadania większość ludzi wyniosła ze szkoły przekonanie, że autora zawsze utożsamiamy z dziełem.
Dokładnie tak: stworzyć dziecku możliwości zaistnienia w możliwie wielu rożnych dziedzinach życia, nauki, sztuki, sportu. Odszukania się w nich. Potwierdzenia siebie i lepszego poznania po to, by świadomie wybierać i zawsze mieć wybór.
Tak, to przejaw utożsamiania dzieła – z autorem. Napisany sprawdzian czy test – jest moim dziełem.Ale nie mną. On mówi coś o stanie mojej wiedzy w momencie sprawdzania jej. Może o moim potencjale intelektualnym – w danym momencie… Ale nie o mnie, jako człowieku. Reakcja euforii:”Jesteś genialny” lub wprost przeciwnie: „Jesteś idiotą” wprowadzają nas na ścieżkę, z której nie ma odwrotu: jesteśmy tacy, jak nasze ostatnie dzieło /test, prezentacja, rozmowa kwalifikacyjna/. A to guzik prawda.
Konsekwencje obecności SYNDROMU UCZNIA są widoczne w rożnych obszarach codzienności. Mnie najbardziej dokucza personalizacja problemów. To, że nie możesz ocenić rezultatu pracy – w oderwaniu od jego autora. Jak tylko powiesz coś o dziele, to wszyscy odnoszą to do autora.:)
Syndrom ucznia możemy zobaczyć w każdym z nas.Czekając na dobrą ocenę, wyrzucamy sobie swoją niekompetencję oceniając przy tym innych. Kiedy chodziliśmy do szkoły, chcąc zasłużyć na pochwałę od rodziców czy nauczyciela starliśmy się dopasować do ich wymagań. Ciężko jest się tego wyzbyć, nawet teraz. Będąc na studiach nie raz myślę „muszę zdać na pięć” a potem nadchodzi chwila refleksji, że czwórka lub trójka to też są dobre oceny. Przede wszystkim powinniśmy dzieciom pozwolić być geniuszami w tych dziedzinach jakie ich interesują a motywować do dobrej oceny w pozostałych dziedzinach. Niestety podchodząc do nauki dzieci, zapominamy jaki wpływ będzie to miało w ich przyszłości.
Syndrom ucznia nie jest kształtowany tylko w szkole poprzez nauczycieli oceniających pracę ucznia, ale także bardzo często w syndrom ucznia wpędzają nas rodzice, wpajając w dziecko od najmłodszych lat ducha rywalizacji i dążenia do osiągnięcia jedynie najlepszych wyników które są w stanie zadowolić ambicje rodziców. Dziecko otrzymując gorszą ocenę traci na samoocenie i poczuciu własnej wartości. Dziecko które zapada na syndrom ucznia odczuwa w ciągu całego swojego życia jego skutki. Z obawy przed porażką nie podejmuje nowych wyzwań i nie wyznacza sobie kolejnych celów, z góry zakładając ich niepowodzenia.
Jako dziecko, od którego wciąż wymagano samych 5 i 6 zachorowałam na SU i niestety cierpię na to do dnia dzisiejszego. Jest on odczuwalny zarówno w pracy jak i na studiach. Każdy błąd, każdą inną ocenę niż 5 traktuję jako porażkę mnie samej. Bardzo chciałabym wyzbyć się tego ale w jaki sposób to uczynić? Jest jedna rzecz, którą u siebie odbieram inaczej, a mianowicie chodzi o zachowanie – jeżeli coś nie wychodzi nie czuję wrogości do innych ale do samej siebie. Przecież włożyłam w coś tyle pracy, a i tak dałam ciała… Do felietonu dodałabym jeszcze jedną konsekwencję chorowania na SU – brak wiary we własne możliwości. Skoro wiem, że inni mnie oceniają to często nie chcę nawet podjąć próby wykonania czegoś, czy podjęcia się jakiegoś działania, bo tak panicznie boję się porażki lub niezadowolenia innych.