My, dzieci bez ojców, nie różnimy się niczym od naszych rówieśników.
Śmiemy nawet twierdzić, że mamy często więcej niż oni. Największy telewizor, gry wideo i najnowszy model telefonu. Kieszonkowe często wyższe i wczasy zawsze za granicą. Posiadamy wszystko, o czym mógłby marzyć przeciętny nastolatek.
My, dzieci bez ojców, nie jesteśmy sierotami. O nie! Nasi ojcowie mieszkają w Anglii, Norwegii, Niemczech czy Irlandii. Widzimy ich kilka razy w roku. Jest wtedy cudownie. Tyle się dzieje jak zjadą do domu i mama się częściej uśmiecha. To szybko mija. Niestety. Potem jest tylko rozmowa przez telefon, ale to już nie to samo. Po jakimś czasie to nam się już nie chce gadać. Co mu powiemy, że wszystko dobrze?
My, dzieci bez ojców, mamy bardzo silne matki. Wszystko robią same. Sprzątają, gotują, opiekują się nami i chodzą do pracy. Wiadomo, bez wyrzeczeń nie da się żyć. A mamy finansową wolność, co często powtarza dumny tata. Słowo „wolność”, my dzieci XXI wieku rozumiemy na swój sposób. Dla nas to „mieć”, a mamy wiele. Jedynie czasami przydałby się tata w pobliżu, ale on nie jest wolnym człowiekiem. Jest niewolnikiem systemu – tak dla odmiany twierdzi mama. Często to powtarza i trochę nas wprowadza w błąd. Wszak mamy demokrację, a w szkole nam mówią, że kto ma głowę na karku odnajdzie się w niej. Czy nasi rodzice nie mają?
My, dzieci bez ojców, rośniemy w siłę! Jest nas już 20% – co potwierdzają najnowsze badania – Dziecko, rodzina i szkoła wobec migracji rodzicielskich – przeprowadzone w maju i czerwcu 2014 roku. Zebrano ankiety w 100 szkołach, w sumie cztery tysiące. Badanie nie uwzględniło dzieci migrujących wraz z rodzicami i dzieci nie realizujących obowiązku szkolnego. To oznacza, że co piąte dziecko nie ma jednego z rodziców. Oczywiście mamy rzadziej nas zostawiają. Wiedzą, że tata musiałby cały sztab babć i dziadków zatrudnić do pomocy przy nas. Tak! Jesteśmy bardzo czasochłonni i wymagający. Mama potrafi robić za dwoje.
My, dzieci bez ojców, często jesteśmy zazdrośni. O co? Nie, nie o rzeczy, ale o tatę. Brakuje go nam w życiu na co dzień. Na boisku. Przy obiedzie. Matematyce. Często uciekamy w cyberprzestrzeń. Zaniedbujemy naukę i rezygnujemy z zajęć dodatkowych. Zresztą mama nie ma czasu nas wozić w tę i z powrotem, powinna być zadowolona. My, dzieci bez ojców, nie mamy męskich wzorców. Co poniektórzy mają dziadka, ale to nie to samo. Głównie musimy się borykać z niską samooceną, brakiem motywacji. Jesteśmy niecierpliwi i impulsywni. Niezdolni do rezygnacji z bieżących nagród.
My, dzieci bez ojców, ponosimy konsekwencje nieobecności rodziców dla naszego psychospołecznego rozwoju. Jest on znacznie zachwiany. Mamy nierealistyczne wyobrażenia na temat roli kobiety i mężczyzny. A może jednak nie? Od zawsze przecież mama zajmowała się domem, a tata pracą. Co w tym dziwnego, że wujek przychodzi do nas często pomagać rąbać drzewo, przecież taty nie ma, a ktoś to musi zrobić. Poza tym wszędzie jest tak, że rolą głowy domu jest na niego zarobić. Często zarzuca nam się cynizm. Niesłusznie. A jeśli już, to dlatego, że w tym momencie nic mądrzejszego nam nie przychodzi do głowy.
My, dzieci bez ojców, często jesteśmy zaradniejsi życiowo. To nam rekompensuje inne braki jak na przykład brak szczerości i problemy w wyrażaniu siebie. Zresztą nikt nam nie powie, że rówieśnicy z pełnych rodzin wiedzą dokładnie jak okazywać uczucia i emocje.
My, dzieci bez ojców, przeszliśmy kilka faz w swoim życiu. Teraz już nie ma o czym mówić. To przeszłość. Jesteśmy pogodzeni z zaistniałą sytuacją, staramy się zaakceptować to, co mamy. Owszem, na początku nie było łatwo. Wcale nie chcieliśmy się z tym pogodzić. Jedni z nas reagowali wycofaniem, inni zaś niegrzecznym zachowaniem. Nic to nie pomogło. Tata pojechał… Mieszka za granicą już kilka lat. Nie pomogła złość ani na rodziców, ani na nauczycieli, a już największym błędem było wyżywanie się na rówieśnikach. Teraz to wiemy. Nasze podchody i próby przypodobania się rodzicom, aby zmienili zdanie też spaliły na panewce.
W końcu nadszedł czas, kiedy dopadła nas wielka depresja. Ile można się starać, protestować i kombinować? Czy czuliśmy się osamotnieni i apatyczni? Tak. Byliśmy przygnębieni, ale w końcu taka nasza karma. Zresztą nie ma co narzekać. Niedługo ferie. Tata zjedzie do Polski i przywiezie ze sobą nowego laptopa. Kupił sobie, ale mówi, że się zamieni na tego, co w domu, no i musi odpocząć, więc jedziemy do Egiptu.
My, dzieci bez ojców, wyrośniemy już niedługo. Co z nami będzie? Czy założymy rodzinę? Czy będziemy przy niej, czy jak nasi ojcowie zostawimy ją w poszukiwaniu… Tak naprawdę czego?
Justyna Kotowiecka
3 komentarze “My – dzieci bez ojców”
Temat bardzo mi dobrze znany. Moje dzieci już od kilkunastu lat są ,,eurosierotami”. Czasami się zastanawiam ile jeszcze to potrwa? czy warto? Mąż powtarza ciągle że robi to wszystko dla dzieci, bo będą miały łatwiej, lżej…..??? Nie sądzę. A co ze mną? Ciągle mówi -,, to już ostatni rok” i tak co roku. Dzieci są już dorosłe, radzące sobie doskonale a ja sama. Mogę tylko powiedzieć że jak na EUROSIEROTY to wyrosły na wspaniałe, mądre, inteligentne dziewczyny. I to głównie moja zasługa.
Tekst,który wywarł na mnie naprawdę duże wrażenie…zawsze zastanawiałam się czy lepiej mieć,czy być???Kiedyś odpowiedź była prosta…teraz już nie wiem…dla moich dzieci-chciała bym żeby BYLI…ale w tym wyścigu szczurów coraz częściej trzeba jednak najpierw MIEĆ, żeby większość cię dostrzegła,zaakceptowała…
Przecież Ci rodzice wyjeżdżają tylko po to żeby ich dzieci MIAŁY więcej,lepiej,żeby nie byli gorsi…tracą bezpowrotnie tak wiele po to”żeby moje dziecko miało lżej niż ja”…..tylko co dalej?Gdzie w tym wszystkim jest rodzina i jak ona będzie wyglądała w pokoleniu,które wychowało się bez ojców?
Temat dla mnie bardzo aktualny, ale nie z perspektywy dziecka, ale tej matki, która zostaje sama.
Dzieci bez ojców mają na pewno ciężej, są osamotnione i wyczekują przyjazdu Taty – przynajmniej u nas tak jest.
Wykreślamy kartki w kalendarzu do powrotu Taty, nasz codzienny rytuał. Kiedy Tata wraca jest święto, przez pierwsze 3 dni cieszą się wszyscy, a potem tylko syn. My już się nauczyliśmy nie przywiązywać do tych 7 dni spędzonych razem – przecież szybko miną, a potem pustka jest jeszcze bardziej odczuwalna. Kiedy Tata znowu wyjeżdża jest płacz, pytania dlaczego musi jechać ze strony syna – a cóż ten Tata ma odpowiedzieć? „Muszę zarabiać, a w Polsce tyle nie zarobię”. „Nie długo wrócę”.
Czy kiedyś się to zmieni? Nie wiem, ale dla dzieci są to bardzo ciężkie chwile – kiedy ma tylko jednego rodzica i nie wiem jak wpłynie to na jego dalsze życie…