Jest 26 maja 2017 roku. Dzień, jak każdy inny? Niezupełnie. Wybieram się po południu na piękny koncert w Filharmonii Lubelskiej, z udziałem chórów szkolnych woj lubelskiego pt. „Mięta i czekolada”. Idę z córką, która kupiła bilety. To dla mnie świąteczny dzień, bo Dzień Matki. Jest piątkowe południe, a ja jeszcze w pracy. Moja biblioteka mieści się na parterze domu wielorodzinnego. Słychać i widać rytm życia osiedlowej społeczności.
Z jednej strony okno do wirtualności w Internecie, łączność mejlowa i telefoniczna, z drugiej – otwarte okno i widok za oknem. Czasami, mimowolnie słyszę rozmowy na ławeczce. Tego dnia, ze skupienia przy tekście pisanym na komputerze wybiła mnie dość emocjonalna dyskusja, spór, jakiś konflikt. Słyszę: „Chcę na lody!” W odpowiedzi: „Nie, dostaniesz!” Trwa przepychanka i słyszę słowa, których tu nie przytoczę.
Wychodzę i rozpoznaję znajome dziecko oraz jego matkę. W takich sytuacjach zazwyczaj reaguję, więc zwracam się do chłopca, by przeprosił, bo tak nie można, zwłaszcza, że jest Dzień Matki. Na to mama: „On już wcale mnie nie słucha, zwracanie uwagi nic nie da.”
Opisana sytuacja nie dawała mi spokoju przez całe popołudnie. Myślę o tym do dziś. Zadaję sobie pytanie: Kiedy może odnieść pozytywny skutek nasza rozmowa z dzieckiem, że nie może presją wymuszać zachowań, których nie akceptują rodzice, dziadkowie, opiekunowie, wychowawcy. W takich momentach przypominam sobie słowa okulisty, który powiedział do mnie: „Proszę pani, jeśli syn, mając 6 lat nie chce nosić okularów, a pani nie zdoła wyegzekwować tego obowiązku, to co będzie, gdy osiągnie „naście” lat? Wtedy będzie za późno”.
To prawda. Jeśli mówimy do dziecka „nie”, musimy być w tym konsekwentni, ale powinno to być mądre „nie”, racjonalne i uzasadnione. Jeśli pozwolimy „małym terrorystom” na tupanie i postawy roszczeniowe, to poniesiemy wychowawczą porażkę. Wychowanie, to bardzo trudne zadanie. Najtrudniejsze.
Niezmiennie twierdzę, że rodzinny dom jest fundamentem wartości dla wyzwań świata. Największym podziękowaniem dla rodziców mogą być słowa dorosłego dziecka: „Jestem taka (taki), bo dobrze mnie wychowaliście”.
© Bogumiła Sarnowska
7 komentarzy “Bogumiła Sarnowska, Okna, które “mówią””
Dzisiejsi „nowocześni rodzice” bardzo rzadko sprzeciwiają się swoim dzieciom. Łatwiej jest przecież dać dziecku to czego oczekuje i mie攜więty spokój”. Bardzo często w przedszkolu w którym pracuję widzę, jak rodzice kompletnie nie radzą sobie ze swoimi dziećmi. Dziecko rozkazuje rodzicowi gdzie pojadą, co będzie na obiad i jaki chce dostać prezent! Rodzice oczywiście przytakują i godzą się na wszystko. Inne dzieci obserwują takie zachowanie i również „próbują” swoich rodziców. Bardzo cenię sobie rodziców, którzy w dzisiejszym świecie potrafią powiedzieć dziecku stanowcze „nie”. Sama jestem mamą i wiem jaka to ciężka praca wychować dziecko. Dlatego od najmłodszych lat starajmy się wpoić ten solidny fundament aby mury które wyrosną były solidne i wytrwałe. Starajmy, się racjonalnie tłumaczyć dziecku, dlaczego mówimy „nie”.
W obecnym, szybkim trybie życia rodzice poświęcają coraz mniej czasu na bycie z dzieckiem „tu i teraz”.
Rodzice starają się wynagrodzić dzieciom ich nieobecność rożnymi atrakcjami, które mogłyby zostać zastąpione rozmową, czasem spędzonym z dzieckiem oraz słuchaniem własnego dziecka. Uważam, że trzeba być konsekwentnym w swoich wymaganiach w stosunki do dziecka , lecz należny pamiętać by dostosować je do wieku i możliwości poznawczych. Dobry przykład płynie od rodziców, to w jaki sposób się zachowują, jak traktują innych ludzi.
Interesujący felieton ! Rudzicę aktualnie chcą wychować dzieci bezstresowo ,czyli nie stawiając swoim dzieciom granic ani wymagań. Nie ograniczają swoich maluchów ani ich nie dyscyplinują. Rodzice podporządkowują się dziecku ,wszystko po to aby było szczęśliwe,ale czy to jest dobre dla dziecka? Dziecko szybko uczy się manipulować rodzicem przez bezstresowe wychowanie …jak w opisanym felietonie, ktoś obcy zwraca uwagę dziecku,a matka ma już na to wytłumaczenie.
Pracuję w przedszkolu…i tak często widzę obrazek z Pani okna.Rodzic który opuszcza ręce i podporządkowuje się stopniowo własnemu dziecku…z obawy że ktoś patrzy?Ocenia?Bo weszła „moda”na partnerstwo z dzieckiem?
Nie ma” bezstresowego wychowania”-to po prostu brak wychowania…nasze dzieci prędzej czy później usłyszą słowo NIE…nauczmy ich więc żyć w świecie, gdzie nie wszystko jest tak jak sobie wymarzą.To my konsekwentnie wyznaczamy granice,dzięki którym dziecko czuje się pewnie-mimo, że nie zawsze mu odpowiadają.Ten Mały Człowiek potrzebuje rodzica,przewodnika,który mądrze nauczy go asertywności i wiary w siebie i własne siły.Bądźmy dla naszego dziecka wsparciem,przyjacielem kiedy sytuacja tego wymaga…ale nie zapominajmy o tym, że przede wszystkim jesteśmy rodzicami i że to na naszych barkach spoczywa wychowanie i przygotowanie do życia w społeczeństwie naszych pociech
Tak – felieton bardzo „na czasie”, opisujący sytuację, z którą możemy spotkać się na co dzień (nawet jeśli chodzi o nasze własne dziecko). Zgadzam się z moimi poprzedniczkami, że obecnie bardzo często możemy zaobserwować brak konsekwencji u rodziców, jeśli chodzi o wychowanie ich pociech. Jak napisała Pani Bogumiła – zachowanie konsekwencji jest niezwykle trudne. Moim zdaniem dobre metody wychowawcze opierają się na zasadach konsekwencji tzn., że ustalona reguła nie może być złamana ani zamieniona, niezależnie od okoliczności. A dzieci to bardzo inteligentne istoty, jeśli raz odstąpimy od ustalonej wcześniej zasady, one to zapamiętają i będą wykorzystywać w przyszłości. My dorośli, w różnych sytuacjach, również tak postępujemy więc nie ma co dziwić się dzieciom. I tak w opisanej sytuacji – dziecko chciało loda i sięgnęło po drastyczne rozwiązanie, ale wcześniej takie właśnie zachowanie musiało przynieść oczekiwany przez nie skutek. Ustalając reguły należy jednak pamięć, że wymagania muszą być adekwatne do wieku, potrzeb i możliwości.
Bycie konsekwentnym jest niezwykle trudne. Wymaga determinacji i spokoju w egzekwowaniu poleceń.
Z autorytetem rodziców bywa różnie.
Jak twierdzi w jednym z wywiadów autorka książek dla najmłodszych Zofia Stanecka, dzieci „najbardziej psuje olewanie, brak miłości, brak uwagi, brak czasu.”
Z życia wzięte. W dzisiejszych czasach rodzice stawiają dzieci na równi z sobą, jako partnerów.
Wdrażają „bezstresowe wychowanie”. Na początku wyznaczają dzieciom obowiązki, ale potem konsekwencja gdzieś ucieka i nie egzekwują od nich efektów stawianych wymagań, co często skutkuje tym, że to dzieci zaczynają „wychowywać” rodziców a w dorosłym życiu brak jest poczucia odpowiedzialności.