Kiedy byłem młody czytałem co się da. To znaczy książki, gazety i czasopisma. Nie było internetu. Był Empik. Taki łącznik ze światem zewnętrznym. Bo my żyliśmy w świecie wewnętrznym. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to odsyłam do opisów życia w PRL.
Trafiła wtedy w moje ręce cienka książka Ireneusza Iredyńskiego pt. Manipulacja. Niestety, po Iredyńskim nie pozostała żadna barwna legenda, jak po wielu twórcach tej epoki. Bohater Iredyńskiego pięknie milczy, by nie zagłębiać się zbytnio. Nie zna języków obcych. Zapamiętałem jeszcze: Manipulacja – co posłużyło mi dzisiaj za tytuł tego felietonu i że “Dupa i sztuka nie ulegną upaństwowieniu”. Ale to cytat z pamięci, może coś być nie tak. Potem dowiedziałem się od Gombrowicza, że: “Nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę zaś przed pupą w ogóle nie ma ucieczki”.
Otóż dzisiaj już wiem, że i dupa, i sztuka zostały w znacznym stopniu unarodowione, a ponadto – moja gęba i pupa jest przedmiotem handlu.
Nie mam własnej, takiej tylko na wyłączność, gęby, nie mam osobistej pupy. Zabrał mi to wszystko niewidzialny wróg, który czai się za każdym kliknięciem myszką komputerową. Stało się to za sprawą mojej łatwowierności, naiwności i poczucia praworządności.
Okazało się bowiem, że “dobrzy chłopcy” z Doliny Krzemowej, którzy kiedyś kierowali się szlachetną ideą stworzenia internetowego narzędzia globalnego porozumienia wszystkich ze wszystkimi, bez względu na poglądy, płeć, kolor i zapach, przestali być “dobrymi chłopcami” i stali się handlarzami danych.
Jesteśmy śledzeni permanentnie i sprzedawani w kawałkach.
Ile kosztuje twój kawałek? A raczej – ile kosztują twoje dane, które łatwowiernie, ufnie i dobrodusznie zamieściłeś na portalu społecznościowym? Otóż wartość tych danych, w skali globalnej – jak to się mówi, przekroczyła już dzisiaj wartość całej ropy naftowej sprzedawanej na świecie. Tak, nasze dane osobowe są surowcem cenniejszym niż nafta, złoto, a nawet diamenty.
Sprzedają nasze profile komu się da. Analitykom, którzy za odpowiednią opłatą, przetwarzają naszą pupę i gębę na “wzorce osobowe” i realizują kampanie reklamowe w tych mediach społecznościowych, od których legalnie lub nielegalnie pozyskały nasze profile.
Byłoby pół biedy, gdyby reklama, którą nas potem atakują dotyczyła pasty do zębów, butów czy smakowych prezerwatyw. Do tego jesteśmy już przyzwyczajeni i uodparniamy się.
Okazało się jednak, że ci, którzy noszą buty Nike najczęściej lajkują też “nie lubię Izraela”. Analitycy skwapliwie wykorzystali takie spostrzeżenia i poszli dalej. Stosując odkryte przez siebie algorytmy, na podstawie naszych profili społecznościowych, stworzyli broń psychologiczną, którą wykorzystują do manipulowania całymi społecznościami. Ba, używają jej do manipulowania całymi społeczeństwami w celu osiągnięcia, na przykład, pożądanego przez zleceniodawcę wyniku wyborów prezydenckich czy parlamentarnych albo wyniku referendum dotyczącego wejścia czy wyjścia do/z Unii Europejskiej albo też, która grupa etniczna uzyska przewagę w demokratycznych (czy na pewno demokratycznych?) wyborach państwowych.
Potem dziennikarze śledczy na całym świecie podnoszą rwetes, parlamenty i rządy powołują komisje śledcze. I co? I nic się nie zmienia. Świat dalej się kręci. Jedni analitycy znikają, pojawiają się inni, a cena naszych danych osobowych (czytaj: profili) rośnie.
Czy musimy się z tym godzić, by ktoś za nas decydował jakiego koloru papierem podcierać będziemy swoją pupę, jakim kremem smarujemy naszą gębę? Czy musimy się godzić, jako obywatele demokratycznych (ponoć jeszcze demokratycznych) społeczeństw, by ktoś za nas dokonywał wyboru? Czy jako przedstawiciele jedynego myślącego (podobno nadal myślącego) na planecie Ziemia gatunku, możemy pozwolić by inni, przy pomocy naszej gęby i pupy, dokonywali wyboru przewodnika stada?
Dzisiaj, będąc już u schyłku swojego długiego i barwnego życia, nie przejmuję się zbytnio, że pozostały mi czas na naszej pięknej planecie, spędzę bez własnej, osobistej gęby. Apeluję jednak o rozwagę do młodego pokolenia, do tych, którzy trzymają nosy w telefonach komórkowych, tabletach, laptopach. No tak, ale kto z młodych czyta dzisiaj felietony?
Może powinienem, użyć odpowiednich algorytmów i przeprowadzić kampanię w mediach społecznościowych na rzecz odzyskania gęby i pupy?
Wiesław Fałkowski, Anglia, lipiec 2019 (trzy miesiące przed Brexitem)