Tadeusz Wojewódzki, Narzekactwo — nasza dyscyplina narodowa


Jak słońce świeci, to jest za jasno. Jak są chmury, to jest za ciemno. Jak jest nieco cieplej, to jest za ciepło. Jak jest chłodniej, to jest za chłodno. Powodów do narzekania nigdy nie brakuje, bo narzekanie to taki nasz sport narodowy. Jedni chodzą na siłownię, inni na basen, a my — na narzekanie. I trzeba przyznać, że jesteśmy w tej dyscyplinie mistrzami. Póki co bez oficjalnych tytułów. Może więc warto urządzić pierwsze, w tym zakresie mistrzostwa. Póki co unijne…

Oczywiście, można tę skłonność tłumaczyć charakterem, można też zrzucić odpowiedzialność na wiek. Wiek działa tutaj jak abonament premium: im starsi jesteśmy, tym łatwiej nam narzekać i tym trudniej się od tego powstrzymać.  To strzykanie z boku, te hałasy poruszających się kości, pamięć krótka na dziś i długa wspomnieniami – to początek oczywistej litanii.  Jeśli jednak człowiek się zorientuje, że połowę dnia przesiedział na komentowaniu, jak to wszystko schodzi na psy, to jednak robi się trochę głupio. Jeśli już nie nam, jako autorom, to bankowo – otoczeniu. U bardziej refleksyjnych pojawić się  może refleksja: „to może nie ja, to może świat mnie prowokuje?”. I  trudno z taka konstatacją dyskutować. Świat naprawdę aż kipi od pretekstów do narzekań. Jest ich tysiąc i jeden, każdy ma własny katalog. Ale problem leży gdzie indzie. On zaczyna się tam, gdzie narzekanie staje się nie tylko komentarzem, lecz stylem życia. A wtedy zamiast żyć, zaczynamy… marudzić.

Spotkania towarzyskie? Zamiast pogadać o czymś przyjemnym, zaczyna się konkurs: „Kto ma gorzej?”. Ty mówisz, że rachunki wysokie, ktoś przebija, że u niego jeszcze wyższe, a trzeci dorzuca, że on to już w ogóle nie wie, z czego zapłaci. I zanim zdążymy wypić kawę, atmosfera robi się cięższa niż w blaszaku w pełnym słońcu czy na oszklonej werandzie u sąsiadów. Rzeczywistość staje się ponura już nie na żarty, a my… Lepiej nie wspominać.  Lepiej  pomyśleć, że przecież mogłoby być odwrotnie. Bo ostatecznie, klimat — i ten meteorologiczny, w domowym wymiarze i ten międzyludzki,  wymiarze znacznie szerszym— tworzymy sami.

Dlatego zamiast rozdawać wokół siebie komunikaty skłaniające do narzekania, może warto spróbować prostszego rozwiązania: włączyć tryb odwrotny. Skoro jest pochmurnie, to przecież nadal na tyle jasno, że się jednak dobrze widzimy i do wzajemnych kontaktów nie musimy uruchamia procedury namacywania. To już powód do radości. Skoro jest tak gorąco, to nie aż tak bardzo, że pot leje się strumieniami i powód do uśmiechu — bo nie musimy uruchamiać kosztownego ogrzewania. A jeśli akurat wiatr hula po kątach, to zawsze można powiedzieć: „no dobrze, przynajmniej za darmo mamy przewietrzony dom”.

W rzeczy bowiem samej powodów do radości jest więcej niż tych do narzekania. My, urodzeni optymiści, to wiemy. Ale przypominać o tym warto szczególnie tym, którzy z natury mają bardziej ponure usposobienie. Charakteru całkiem zmienić się nie da — to prawda. Ale jeśli ktoś ma w sobie skłonność do narzekania, to można mu chociaż podrzucić trochę jaśniejszej perspektywy. Czasem wystarczy jedno zdanie, jeden drobny żart, żeby cała atmosfera zmieniła się z „o rany, co za życie” na „w sumie, nie jest tak źle, a jest przynajmniej wesoło”.

A że narzekać będziemy i tak — gdyż to silniejsze od nas — to może chociaż róbmy to z przymrużeniem oka. Kiedy narzekanie staje się żartem, przestaje być ciężarem. I wtedy nawet deszcz, upał i kolejkę w sklepie  -można potraktować jako materiał na kolejny dowcip wart opowiadania.

 

Leave a Reply

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.