Marzena Marczyk, Świat, w którym przyszło mi żyć…

Lubię pisać felietony. Pokazuję w nich moje przemyślenia wynikające z obserwacji świata, w którym przyszło mi żyć. I powiem wam szczerze, że świat ten coraz bardziej mnie dziwi. Pamiętam jak w dzieciństwie wpajano mi zasady współżycia w grupie rówieśniczej. Lojalność, współpracę, wzajemną pomoc. Kiedy zaczęłam pracować, doszła do tego umiejętność komunikowania się, dyskusji na merytoryczne argumenty. Był to wtedy świat bardzo uporządkowany, z oczywistym podziałem na to, co wypada, co nie. Nie mówię tutaj o konwenansach, czy sztucznie tworzonej etykiecie. To były proste reguły. Uczciwość, odpowiedzialność za słowo, zwłaszcza własne, traktowanie wszystkich ludzi jednakowo i z szacunkiem.
Szczególnie to ostatnie było, jest i będzie dla mnie szczególnie ważne. Jestem głęboko przekonana, że szacunek dla ludzi, wyrażamy także poprzez szacunek dla słowa. Obietnice składane drugiej osobie są dla mnie swego rodzaju świętością. Nie daję ich pochopnie, „na odczepne”, ale też, raz dane, są wg mnie zobowiązaniem nie podlegającym wątpliwościom, ani negocjacjom.
Taką „obietnicą” swoistą są dla mnie również wszelkiego rodzaju regulaminy określające zachowanie osób należących do danej grupy społecznej. O czym mowa?
Kiedy postanowiłam spróbować swoich sił w pisaniu szeroko pojętym, znalazłam się w różnych grupach, gdzie to pisanie można poddać ocenie innych ludzi, nauczyć się czegoś nowego, doskonalić. Każda z takich grup ma swój regulamin jasno określający, co jest dozwolone, co można, a czego robić nie wolno, aby nie narazić się na karę. Jako osoba przyzwyczajona w świecie realnym do przestrzegania obowiązujących zasad, nie miałam problemu z przestrzeganiem ich również w świecie wirtualnym. Ale…
Po jakimś czasie, kiedy już dokładniej poznałam „zasady”, okazało się, że coś tutaj nie gra. Zaczęłam więc uważnie obserwować zachowanie członków grup i reakcje ich administratorów. I co się okazało? W wielu grupach istnieje podział na „równych” i „równiejszych”. Jednym wytyka się każde, najmniejsze nawet uchybienie, odstępstwo od zasad, wynikające czasami ze zwykłego zagapienia, u innych nie reaguje się na poważne nawet łamanie regulaminu. Na przykład ktoś publikuje teksty nawołujące do nienawiści, dyskryminuje członków ze względu na płeć, czy poglądy i nie tylko nie jest za takie wpisy karany, ale otrzymuje wyróżnienia. Normą bywa także nieprzestrzeganie zasad regulaminu, lub założeń warsztatowych.
I w tym momencie należałoby sobie zadać pytanie. Czy jest sens należenia do takich grup? Odpowiedź niestety nie jest tak jednoznaczna, jak można by się spodziewać. Bowiem zjawisko, które opisałam, jest powszechne. Czyli wybór jest taki; należeć i mimo wszystko poddać swoje pisanie mniej lub bardziej subiektywnej ocenie, albo zamknąć się we własnym profilu i pisać „sobie a muzom”*. Może dlatego jak grzyby po deszczu pojawiają się wciąż nowe grupy i społeczności? Może ludzie, którzy poczują się, nazwijmy to „skrzywdzeni” jakąś niesprawiedliwą, ich zdaniem, oceną, zakładają swoje grupy, ustalając własne zasady? Tego nie wiem, więc nie podejmuję się oceny z tego punktu widzenia.
Dla mnie całe to zjawisko jest trudne do pojęcia, ponieważ wydawać by się mogło, że w świecie wirtualnym, łatwiej jest być obiektywnym, bo nie ma pryzmatu osobistych sympatii, czy antypatii. Jak widać, myliłam się. Zastanawiam się, czy istnieje sposób na zmianę tego zjawiska. Czy ktoś znajdzie receptę, albo złoty środek, który pozwoli wierzyć w szczerość i obiektywność wyrażanych opinii.
* Słownik Frazeologiczny

„sobie a muzom”

wyłącznie dla siebie, dla własnej przyjemności’; wyr. określ., liter.; Wypowiedzenie znane już w liter. grec. i rzym., występujące m.in. w pismach Platona, Cycerona i św. Hieronima, w Polsce popularne za sprawą utworu J. Kochanowskiego „Muza”.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

8 komentarzy “Marzena Marczyk, Świat, w którym przyszło mi żyć…”