„On to ma szczęście, 25 lat i już milioner”. „Farciarz, tak szybko stał się sławny”. „Chciała kariery muzycznej, a teraz narzeka”. Ile razy słyszeliśmy tego typu opinie wśród naszych znajomych? Ilekroć zaczynam rozmowę na temat obecnych idoli, spotykam się z krytycznym zdaniem odnośnie ich prywatności. Zdumiewam się, gdy zdaję sobie sprawę ile w ludziach drzemie zazdrości i braku zrozumienia.
Z licznych opowieści mojej mamy, w pamięci zapadły mi wspomnienia z młodości o Czesławie Niemenie. Mieszkając w Sopocie bardzo często widywała go spacerującego na Monte Cassino. Ciekawostka numer 1: W futrze, w lecie. Ciekawostka numer 2: Nikt nie napadał na niego jak dzika zwierzyna na padlinę. Normalny człowiek, mimo że wielki artysta. Oczywiście, zdarzało się, że ludzie zaczepiali go, by zdobyć autograf, albo chociażby się przywitać. Jednak wszyscy rozumieli, że i jemu należy się odrobina wytchnienia. Jak to wygląda dzisiaj?
Sławny chce być prawie każdy. Ludzie zazdroszczą talentu, rozpoznawalności, milionów na koncie. Niektórzy patrzą zawistnym okiem na artystów, którzy zgarniają setki nagród za swoją twórczość. Oczywiście nie chcę tu generalizować. Istnieją też tacy, którzy swoich idoli cenią i z szacunkiem traktują ich życie. Ale zważając na liczne opinie kręgu, w którym się otaczam, często wyciągam niemiłe wnioski. Nie jest to też trudne w dobie dostępu do internetu.
Kluczowy jest fakt, że zwyczajnie nie potrafimy postawić się w czyjejś sytuacji. Błędnie wyobrażamy sobie ścieżkę usłaną różami, po której śmiało kroczą współczesne gwiazdy. Przytoczę tu historię Amy Winehouse i wielkie oburzenie wśród ludzi, gdy cały świat dowiedział się o jej śmierci. Spotkało się to z ogólnym niezrozumieniem wśród fanów i z jeszcze większym szokiem po obejrzeniu filmu dokumentalnego o jej karierze. Kto zdawał sobie sprawę, jak naprawdę wyglądała jej codzienność? Można by rzec: „Nic dziwnego, że nie miała prywatności. Chyba miała świadomość, że wkraczając do środowiska muzycznego skończy się spokojne życie”. To wszystko prawda. Podejrzewam, że każdy na początku swojej drogi zdaje sobie z tego sprawę, ale chyba na zawsze gdzieś skrycie drzemie nadzieja, że nie będzie wcale tak najgorzej.
Jasne, źle nie jest. Pewnie to świetne uczucie, gdy ludzie po koncercie ze łzami w oczach proszą o wspólne zdjęcie. Równie budujące zapewne jest czytanie pochlebnych opinii na swój temat. Ale czy sława zawsze musi wiązać się z atakiem?
Pisząc „atak” nie mam na myśli chorobliwej agresji, z którą — niestety — przyszło nam spotykać się na co dzień. Chodzi mi raczej o zamiłowanie do idola w tak dużym stopniu, że w zasadzie totalnie zaburzamy mu przestrzeń intymną. Logiczne, że szanując kogoś za muzykę, grę aktorską, twórczość literacką, czy jakąkolwiek inną, chcemy wiedzieć na temat tej osoby jak najwięcej. Często interesujemy się nie tylko jej karierą, ale także życiem prywatnym. Idol, to ktoś kto wyznacza współczesne trendy. To autorytet, na którym chcemy się wzorować. Pragniemy więc wiedzieć na jego temat jak najwięcej. Jeść, to co on poleca. Słuchać muzyki, którą szanuje. Zwiedzać miejsca, w których bywa. Naturalna kolej rzeczy — ktoś staje się sławny, więc w pewien sposób wpływa na wybory innych i wykorzystuje to np. do promowania ważnej idei.
Ale czy naprawdę będąc miłośnikiem jakiegoś artysty, musimy całkowicie odbierać mu prywatne życie? Wyobraźmy sobie fakt, że nie możemy wybrać się do teatru, na koncert, a nawet na spacer po mieście, bo każdy nasz krok wiąże się z nadmiernym zainteresowaniem. Jak komfortowa jest sytuacja, gdy nie możesz zabrać na kawę swojej dziewczyny, bo ludzie cały czas będą zawracać Ci głowę? Pierwsza myśl? „Fajnie, doceniają moją twórczość, darzą sympatią”. Ale po dłuższym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że takie życie… to nie życie.
Nie wyobrażam sobie, żebym nie mogła swobodnie zjeść kolacji w restauracji albo posiedzieć na ławce w parku. Można by powiedzieć, że sława wiąże się ze swego rodzaju ograniczeniami. Ale czy my — fani — musimy stawiać ich coraz więcej? Czy szacunek względem jakiejś osoby powinien objawiać się w taki sposób? Sądzę, że wręcz odwrotnie.
Z pewnością to, że kochamy jakiegoś idola spotyka się z wyrazami wdzięczności. Bo przecież, gdyby nie my, nie miałby na koncie tylu sukcesów. Powinniśmy jednak pamiętać, że każdy sławny, to też człowiek. Nie maszyna, która może pracować przez 20 godzin dziennie. Nie robot, który daje kilka koncertów pod rząd i wciąż tryska energią. To człowiek, nie inny niż my. Człowiek, który potrzebuje odpoczynku psychicznego i fizycznego. Człowiek, który czasami zwyczajnie chce pójść do kina i w spokoju obejrzeć najnowszy hit. Szanujmy więc jego życie i doszczętnie nie zaburzajmy mu sfery osobistej.
Sympatia do czyjejś twórczości musi wiązać się z szacunkiem. A teksty w stylu: „Chyba liczył się z tym, że będzie oblegany” nie są żadnym wytłumaczeniem na wchodzenie z nosem w czyjeś życie na każdym kroku. Czasem wystarczy uśmiechnąć się i życzyć miłego dnia, zamiast prosić o setne zdjęcie do kolekcji. Bądźmy ludźmi. Uczmy się wyrozumiałości, której przecież my sami oczekujemy od innych.
9 komentarzy “Emilia Kwiatek, Jemu to się udało… Czyli jak postrzegamy życie współczesnych idoli?”
Prawda, kiedyś widocznie ludzie z większym szacunkiem traktowali artystów. I lepiej rozumieli, że każdy z nich potrzebuje chwili wytchnienia, pomimo dużej popularności. Dziękuję za tak miłe słowa 🙂
Doskonale pamiętam tę sytuację z Jacksonem. To przykre, że artyści tęsknią za tak zwyczajnymi czynnościami. My mamy to na co dzień, a nie zdajemy sobie sprawy, że tak błahe momenty w pewnym środowisku mogą być pożądane. Cieszę się, że tematyka przypadła do gustu i dziękuję za podsunięcie pomysłu. Z pewnością jeszcze kiedyś napiszę na ten temat nieco więcej. Pozdrawiam!
Dziękuję! Bardzo się cieszę, że przypadł do gustu 🙂
„Prawdziwi artyści nigdy się nie nazwą artystami” — bardzo podoba mi się to założenie! 🙂 Jest w tym dużo prawdy. Celebryci to już inna grupa, która (tak jak Pani mówi) za wszelką cenę wciskają się do mediów… niestety jest ich coraz więcej. Ludzi, którzy są znani, bo są znani. A z czego to nie wiadomo. Dziękuję za dobre słowo 🙂
To prawda co napisała autorka: hejt, brak tolerancji, kwestia braku kultury i pojmowania tego, że artysta też człowiek. Wzruszenie mam choć, jestem pokoleniem 84, jednak jak czytam o Niemenie, który był symbolem i Jego piosenka znana każdemu. Wtedy było inaczej, wtedy ludzie reagowali prawdziwie i zuczuciem nie atakując, bo mieli inny stopień wrażliwości. Brawo dla Ciebie Emilio za piękny i wzruszający felieton.
Szanowna Pani,
jakiś czas temu oglądałam serie dokumentów na temat życia Michaela Jacksona, pani felieton przywołał mi pewien obraz z jego życia. W jednym z wywiadów Jackson zapytany przez dziennikarkę jakie jest jego największe marzenie, odpowiedział ku zdumieniu wszystkich: „Chciałbym zrobić zakupy w supermarkecie”. Pewien właściciel sklepu spełnił jego marzenie. Po godzinach pracy otworzył swój sklep specjalnie dla niego a rodzina i znajomi pomogli mu w tym, aby poczuł się naprawdę jak na zakupach, i udawali pracowników sklepu i klientów.
Jaka jest cena sławy? Dlaczego tak często zacierają się granice pomiędzy życiem prywatnym a życiem zawodowym? Dlaczego tak wielu artystów nie potrafi udźwignąć ciężaru sławy? możne naprawdę nie ma im czego zazdrościć? Mnóstwo pytań i jeszcze więcej odpowiedzi. Zachęcam do rozwinięcia tematu w kolejnych felietonach
Brawo za ten felieton. Słuszna uwaga, że artysta, to też człowiek, który chce normalnie żyć. Pod warunkiem, że mówimy o artystach, nie o celebrytach, lub tych, co chcą uchodzić za gwiazdy za wszelką cenę. Jakże często sami wywołują skandale lub informują dziennikarzy, gdzie będą np rodzic, ślub brać itp., wtedy mają pewność, że wzrośnie zainteresowanie ich osobą. Prawdziwi artyści, nigdy się nie nazwą artystami i takim właśnie należy się szacunek i podziw.
Gratuluję udanego felietonu. Pozdrawiam serdecznie
Wszystkie istotne aspekty zostały ujęte w tym felietonie. Przyjemnie i lekko się go czyta. Brawo!
Wszystkie istotna aspekty zostały ujęty w tył felietonie. Przyjemnie i lekko się go czyta. Brawo.