Nie wiem na ile jest to zjawisko masowe, ale nie w skali jest problem lecz w charakterze zjawiska i bólu, jaki rodzi. A dzieje się to zazwyczaj tak: jest normalne małżeństwo. Takie, jak większość, które znamy. On w pewnym momencie zaczyna zarabiać dużo, dużo więcej niż wcześniej. Zazwyczaj łączy się to z wyjazdem, pobytem daleko od rodziny, przerywanym powrotami, ale też koniecznością powtórnego wyjazdu.
Po jakimś czasie facet – nasz bohater smutnej opowieści – uświadamia sobie swoją wyjątkowość /taki prywatny VIP/. Ma ku temu swoje powody.
Pytanie o miejsce VIP-a niejedną ma odpowiedź… ale która jest prawdziwa?
Przecież w banku zaczynają obsługiwać go już nie na sali ogólnej, ale specjalnej. Proponują mu specjalne produkty bankowe, o których dowiaduje się, że są tylko dla niego. Na specjalnych spotkaniach poznaje ludzi, których wcześniej nie znał. Zapraszany na spotkania opłatkowe i święcone – jajeczne dostrzega na nich brak swoich dawnych znajomych. Nie ma ich też w klasie biznes, którą podróżuje. Coraz częściej zastanawia się nad sposobem w jaki poznał tych dawnych znajomych, coraz bardziej mu obcych.
A i sama rodzina staje się coraz bardziej dziwna jakaś taka. Zauważa w ich zachowaniach nawet nutę świadomego lekceważenia. Jak odebrać bowiem inaczej fakt, że jego powroty po kilkumiesięcznej nieobecności nie wywołują w rodzinie alertu odświętnego lewitowania wraz z nim? Wszyscy żyją tak, jakby jego nadal nie było. Tego wrażenia nie są w stanie stłumić nawet oznaki spontanicznej radości na samo powitanie. Codzienność przeważa.
Dostrzegając tak wyraźnie zainteresowanie ze strony obcych i obcość po stronie swoich zaczyna prowadzić odrębną politykę finansową. Rodzina dostaje tyle, żeby się im w głowie nie przewróciło. On natomiast próbuje swoich talentów inwestorskich, ze skutkami przewidywalnymi tylko dla tych, którzy takie miejsca powołali tylko po to, by tacy, jak nasz smutny bohater mieli gdzie kasę stracić.
Życie stawia go w coraz większym rozkroku. Coraz trudniej poskładać to życie w logiczną, konsekwentną całość. Nigdzie nie jest mu – tak do końca – dobrze. I to jest te moment, w którym nasz – przekonany o swojej wyjątkowości /ważności/ bohater, pójdzie dalej sam. Na drugim planie pozostanie żona. Nie dlatego, że wredna, niegospodarna czy niewierna. Wprost przeciwnie. Dzieci, które niczego z tej wyjątkowości własnego ojca i upatrzonej przez niego konieczności kreowania nowej ścieżki życia – ni w ząb nie pojmują. Pozostanie wreszcie na tym drugim planie – jego dawny cień, który własnemu, nowemu obrazowi -nadziwić się nie może.
Spotkałem już kilka kobiet, które opowiedziały mi podobne historie i pytały – co to jest? Mówiłem, że SYNDROM VIP-a. To taki stan rzeczy, kiedy to człowiek zabiegając o dużo więcej niż potraci unieść – traci i sam siebie i drogę powrotu do tego, co było w jego życiu dobre.
Nie wściekamy się na nich. Bez epitetów i obrażania – nazwaliśmy to, co w nich jest nie tak – SYNDROMEM VIP-a. Pora teraz dać im do przeczytania ten tekst. I wspólnie pomyśleć czy jest jakiś klucz do lepszego?
3 komentarze “Syndrom VIP -a”
Obawiam się, że to zjawisko będzie się nasilać w związku ze wzrostem popularności funkcjonowania w modelu „wyścigu szczurów”; trzeba może zacząć edukować ludzi jak radzić sobie mądrze z sukcesem związanym z nagłym napływem gotówki, edukować jeszcze na etapie edukacji obowiązkowej… taka moja idea.
Ten felieton to historia nie jednej rodziny. Chęć bycia lepszym i posiadania więcej przysłania nam często, to co najważniejsze w naszym życiu. Gdy orientujemy się co straciliśmy, często jest już za późno. Każdy z nas wybierając się ” w podróż” jaką jest kariera i pieniądze, kosztem bycia z najbliższymi, powinien zadać sobie pytanie: Jaki jest mój system wartości? Co jest dla mnie ważne? Czy to co dla mnie jest ważne, jest tak samo ważne dla moich bliskich?. Jeżeli wspólnie określimy te wartości – to najprawdopodobniej unikniemy bólu, rozpaczy i rozczarowania drugą osobą.
Bardzo interesujący felieton, który skłania do rozlicznych przemyśleń. Obserwuję życie jednej z takich żon i wiem, jak wygląda jej codzienność, gdy mąż zarabia za granicą na standard ich życia. Czy można tak żyć? Mieć i być? Jak długo i za jaką cenę?