Marzena Marczyk, Wiosenny felieton

Wiosna, to najradośniejsza dla mnie pora roku. Przyroda budzi się do życia, a ja wraz z nią.
Zimowa chandra znikła jak „sen złoty”, a ja nabieram energii i chęci do działania. Wiosenne porządki nie są męczące, praca jakoś przyjemniej płynie.Dni są dłuższe, wreszcie ciepłe. Chętniej wychodzę na spacery, szukam pierwszych zwiastunów nadchodzącej wiosny.
Zauważyłam ostatnio, że to moje nastawienie udziela się innym ludziom. Częściej odpowiadają uśmiechem na uśmiech, wdają się w pogodne pogawędki. To taki „efekt uboczny” tej pory roku. Tak, jakby ludzie otrząsnęli się z zimowego marazmu. Jak ślimaki po deszczy wychodzimy ze skorupek, ciekawie przyglądamy się światu. Robi się zielono nie tylko w przyrodzie, ale i w głowach niektórym. Zaczęło się od primaaprilisowych kawałów, które w tym roku wzbogacone były niemal od razu o śmigus dyngus. Dobry humor jest zaraźliwy, udziela się i rozprzestrzenia szybko jak wirus. To bardzo pozytywne zjawisko, bo ludzie uśmiechnięci mniej są skłonni do krzywdzenia innych, do obmowy, czy równie nieprzyjemnych zachowań. I to jest kolejny „efekt uboczny”.
Każdy wiosenny dzień to ładowanie baterii, naszego wewnętrznego akumulatora, który uruchamia działania codzienne. Dlatego cieszę się, że choć tak w tym roku spóźniona okropnie, wreszcie jest i roztacza wokół nas swoje sieci uwodzicielskie; zapachów kolorów i ptasiej radości.
Marzena Marczyk

Leave a Reply to Magdalena RudnikCancel reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

9 komentarzy “Marzena Marczyk, Wiosenny felieton”