„Kiedy myślę ojczyzna…”
Marzena Marczyk·, sobota 10 listopada 2018
to jest mi gorzko. Gorzko i smutno. Kraj, który ma tysiącletnią historię, państwo, które było mocarstwem w Europie. Jedyne, w którym nigdy nie toczyły się wojny religijne, aż do teraz. Państwo, które stworzyło wspaniałe społeczeństwo, zostało zniszczone w XVIII wieku przez prywatę i dążenie do własnych osobistych korzyści.
I mimo odzyskania w 1918 roku niepodległości, mimo, iż wielu ma wspaniałych, wybitnych obywateli, nie zdołało odbudować swoich wspaniałych tradycji. Pokonaliśmy się sami, prywatą, dążeniem do osobistych korzyści, niszczeniem każdego, kto był choć odrobinę inny.
Przyszło nam żyć w świecie, gdzie bóstwem stał się konformizm. Gdzie dla świętego spokoju, lub zachowania władzy, popełniane są czyny, delikatnie mówiąc, mało etyczne. Wszyscy znamy przykłady niszczenia innych w imię… ? No właśnie, w imię czego? Żeby zachować władzę, przekonanie o własnej doskonałości, a może tylko satysfakcję z tego, że komuś udało się „dokopać”.
Kiedy udało nam się zapomnieć o tym, jak piękną mamy ojczyznę? Kiedy przestaliśmy doceniać i podtrzymywać tradycje, które stanowiły o naszej odrębności i tożsamości? Smutno mi, bo przestaliśmy być jednym narodem. Podzieliły nas wizje, poglądy, nawet sposób obchodzenia najważniejszych rocznic. W ostatnim dwudziestoleciu pamiętam tylko dwie chwile, dwa wydarzenia, które jednoczyły nas i zbliżały. Śmierć Jana Pawła II i katastrofa smoleńska. Dwie tragedie, które miały jednakowy wpływ na nas jako naród. Byliśmy w tamtych chwilach razem bez względu na poglądy czy przynależność do partii politycznych. Śmiertelni wrogowie, kibice różnych klubów piłkarskich ramię w ramię śpiewali „Barkę” na stadionach, ludzie wspólnie modlili się w kościołach w intencji papieża. Osiem lat temu, wszyscy z jednakowym przerażeniem i smutkiem śledziliśmy relacje tragedii, która rozegrała się pod Smoleńskiem. Byliśmy Polakami zjednoczonymi w bólu. Krótkie to były chwile. Szybko minęło poczucie wspólnoty i bliskości. Wróciły stare bitwy i niechęć. Dlaczego zjednoczyć nas potrafi tylko wielki smutek? Dlaczego nie umiemy wspólnie się cieszyć?
Z ogromnym żalem od kilku lat obserwuję obchody najważniejszego narodowego święta. 11 listopada to przecież data dla Polaków najważniejsza. Tymczasem oglądamy „zadymy”, race, hasła, które nawołują do nienawiści i przemocy. Dlaczego tak się dzieje? Kiedy zapomnieliśmy o poczuciu narodowej wspólnoty, o miłości do tego kraju, który jest naszym wspólnym domem?
Jutro przypada setna rocznica narodzin wolnej Polski. Kraju, którego obywatele przez 123 lata zaborów potrafili zachować tożsamość narodową. Nie poddali się indoktrynacji, nie zapomnieli o historii i języku. Tak bardzo bym chciała, żebyśmy potrafili być wszyscy razem. Z radością i w poczuciu jedności uczcić tę wyjątkową chwilę.
Marzena Marczyk