Marzena Marczyk, A ja lubię poniedziałki

Przekornie powiem, że poniedziałek od zawsze kojarzy mi się z początkiem. Świt nie tylko dnia, ale i tygodnia. Czas, kiedy można zacząć coś nowego. Bo im dalej „ w tydzień”, tym bardziej jestem skłonna ulegać takiej niby rutynie. Codzienne obowiązki, powtarzalność wykonywanej pracy i zadań, czyli nihil novi. A w poniedziałek? Po dwudniowym odpoczynku mam ochotę na zmiany, na podjęcie wyzwań, na pozór trudnych. Z uśmiechem podchodzę do życia, nie przerażają mnie pomysły współpracowników dotyczące innowacji.
Świat wydaje mi się bardziej przyjazny, chętniej uśmiecham się do ludzi. Mam w sobie taką wewnętrzną zgodę na to, co przede mną. I zazwyczaj, nawet jeśli zdarza się coś mało przyjemnego, łatwiej mi się z tym pogodzić lub pokonać.
Poniedziałkowe poranki są zawsze uśmiechnięte. Wstaję z myślą, co też mi się dzisiaj przydarzy w pracy, po pracy, wieczorem. Nic nie planuję, niczego nie sprawdzam, idę „na żywioł”. Z naładowanym przez weekend „akumulatorem” wychodzę z domu, jakbym szła na spacer. I wiecie? Najczęściej ta moja radość poniedziałkowa przynosi dobre efekty. Jak magnes przyciąga miłe zdarzenia i sympatię spotykanych ludzi.
Nawet praca sprawia mi więcej przyjemności. Normalne obowiązki, które, gdzieś około czwartku, nudzą i męczą, są łatwiejsze do wykonania, godziny mijają szybciej. Do domu wracam dłuższą drogą, żeby nacieszyć się w pełni tym czasem spokoju. Zakupy nie męczą, nie zerkam nerwowo na zegarek, nie przeszkadza mi kolejka do kasy. Mogę przecież zamyślić się na małą chwilę, posłuchać melodii, która gdzieś w duszy gra.
A jakie są wasze poniedziałki?
Marzena Marczyk

Leave a Reply to Krystyna ZaworskaCancel reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

10 komentarzy “Marzena Marczyk, A ja lubię poniedziałki”