Kiedyś, niedługo po upadku komunizmu i wprowadzeniu w Polsce kapitalizmu, polskie społeczeństwo oglądało z zapartym tchem serial – sagę bardzo bogatej rodziny Carringtonów pt. Dynastia. Jedni widzowie zachłystywali się powiewami wielkiego świata i blaskiem pieniędzy płynących z tej mydlanej opery, a inni dodatkowo z przyjemnością upewniali się, że pieniądze szczęścia nie dają; no, może nie tyle nie dają szczęścia, co nie gwarantują braku życiowych problemów. A problemów serialowa dynastia miała bez liku, a gdy akurat los się o nie nie postarał, to ci bogaci i piękni – panie i panowie – sami sobie doskonale potrafili stworzyć mnóstwo niekoniecznych problemów i kłopotów.
Trudno mi się było oprzeć wrażeniu, że oni wszyscy po prostu oderwali się od rzeczywistości zwykłych ludzi, od odróżniania spraw ważnych od błahych oraz od rozumienia, że dzięki swojej uprzywilejowanej pozycji mogliby wiele dobrego uczynić dla świata, a nie marnotrawić energii i emocji na mało istotne intrygi i problemy niewielkiej w sumie grupy społecznej.
Oczywiście… oni żyli, tak jak to robią dzieci, zamknięci w swoim świecie i własne problemy były dla nich tak samo wielkiej (najwyższej) wagi, jak dla dziecka kłopoty w szkole, czy w środowisku rówieśniczym.
I trudno mi jest teraz nie mieć skojarzeń z serialem „Dynastia”, gdy wysłuchałam tak głośnego ostatnio utworu, w rapowym stylu, pt. PATOINTELIGENCJA – wykonuje go z kolegami młody człowiek, który pochodzi z bogatej rodziny i uczył się w jednym z najlepszych warszawskich liceów dla elit.
*„Człowieka nie należy wychowywać tylko do zawodu, ale także do twórczego wypoczynku. Jest to bowiem jedyna forma wykorzystywania wolnego czasu, jaka człowieka odbudowuje wewnętrznie i czyni z niego istotę usatysfakcjonowaną i zdrową.”
/Władysław Kopaliński – Drugi kot w worku, czyli z dziejów nazw i rzeczy/*
I nie zastanawiam się na ile szczery i zgodny z faktami był tekst tego rapu oraz jak szerokiej części młodzieży dotyczy.
Ważniejsze jest samo istnienie takiego zjawiska, jakim jawi się brak wśród elitarnej młodzieży, czyli wśród młodych, pięknych i bogatych, zinterioryzowanego poczucia sensu, celu, wartości i własnego pomysłu na dobre życie.
Mają wszystko i nie mają nic, skoro starają się przesłonić swój piękny świat alkoholem, narkotykami, czy przygodnym seksem. I nie są z tym szczęśliwi… czy nikt im nie powiedział, że mogą używać życia, „wyszumieć się” w młodości, nacieszyć beztroską, nie popełniając przy tym czynów nieodwracalnych i jednocześnie przygotowywać się do „podarowania siebie światu”? Czy nikt im nie powiedział, że dużo dostali poprzez samo urodzenie się w takich dobrych warunkach, ale też dużo mogą i powinni dać od siebie?
Na marginesie – łatwiej jest zrozumieć biednych młodych ludzi, którzy sfrustrowani piją i ćpają, by uciec od niesprawiedliwości świata, na dodatek perfidnie ukazywanej w przerwach telewizyjnych programów i filmów w ramach tzw. kultury masowej, niesprawiedliwości widocznej dobrze w reklamach luksusowych, a niedostępnych tej młodzieży produktów.
Jednak nie dziwię się i nie krytykuję tu biednej-bogatej młodzieży. Dla nich ich problemy też są bardzo poważne – z jednej strony mogą dostać prawie wszystko, co można kupić, mogą imprezować w wielkim stylu, mieć luksusowe wakacje, zwiedzić cały świat( i w końcu dopada ich przesyt wrażeń?) – a z drugiej strony chyba czują przymus wstąpienia na ścieżkę robienia pieniędzy i kariery nie mniejszej niż kariera ich rodziców. Czują presję oczekiwań rodziny i być może ten ich styl życia jest ucieczką od tejże presji.
A prowadząc takie imprezowo- narkotykowe życie, trudno jest pogodzić go z wymaganiami szkolnymi i rodzicielskimi, z osiąganiem sukcesów już w liceum, trudno znaleźć czas, siłę i chęć na naukę. Toteż pewnie i dlatego, by to wytrzymać, upiększyć, by zagłuszyć strach, wspomagają się narkotykami – młodzi nie boją się śmierci, boją się życia. Nie, nie winię tych biednych bogatych młodych.
Natomiast winię tych rodziców, którzy nie zdają sobie sprawy, że młodego człowieka nie wychowuje się słowami, lecz własnym przykładem. Winię tych rodziców, którzy nie widzą w swoim dziecku odrębnej osoby, lecz kolejne potwierdzenie swojej wartości, swojego sukcesu. Bogatych rodziców stać na szukanie i odnalezienie talentów dziecka, na pozwolenie mu na rozwój w jego własnym tempie, na błędy i porażki oraz na pokazanie mu celu większego niż zdobywanie pozycji i pieniędzy (biedny musi zarabiać na chleb, na przeżycie).
Albowiem młodzi wiedzą, że poprzez rodziców już mają wyjątkową pozycję w świecie, już dostali wszystko ( i penthaus i merca…), o co więc mają walczyć, do czego dążyć? – szczególnie, jeśli nie wierzą, że zdołają dorównać rodzicom i sami utrzymać tę pozycję, a nie chcieliby przecież w przyszłości spaść z wysokiej góry.
Toteż po spróbowaniu wszystkiego, co daje kasa i seks, po uczynieniu tego wszystkiego czymś pospolitym, łatwym do zdobycia i już nie wartym uwagi; tracą cel i sens jutra, a może i wiarę w siebie – kimże jestem, skoro nic mnie już nie cieszy, nic nie bawi, nikt się tak naprawdę dla mnie nie liczy, czy dam sobie radę i czy ja sam jestem ważny, potrzebny i kochany …? (a na elitarne życie potrzeba chyba dużo czasu i energii i najprawdopodobniej brakuje tego dla dzieci).
„Zawsze chciałem być gangsta… być z bloków … z getta…” – rapuje Mata – zastanawiam się … jak gangsta rap – najczęściej opowiadający o życiu w biedzie, na ulicy, w gangach, o rasizmie, przemocy i problemach czarnoskórej młodzieży – może pasować do życia bogatych, uprzywilejowanych, białych, młodych ludzi…
Czy te słowa rapu wskazują na poszukiwanie mocnych wrażeń po przesycie własnym życiem z jego problemami w klimacie „Dynastii”?
Czy może ten rap to bunt, oraz krytyka hipokryzji i niesprawiedliwości świata, połączona z empatią i współczuciem dla gorzej urodzonych?
Jeśli to to drugie – to może jednak ktoś zaniedbał wychowanie i nie uświadomił młodych elit, że szczególnie właśnie oni mogą temu światu pomóc, że mogą go zmieniać, oraz że tak postępując, jak to głosi tekst tego rapu, nie idą dobrą drogą, lecz może np. powinni iść tędy, którędy idzie młoda 15- letnia Szwedka Greta Thunber i uczestnicy „Szkolnego strajku dla klimatu”.
„My to patointeligencja” – zastanawiam się, kogo dotyczą te słowa, czy aby na pewno tylko tych młodych z najlepszych szkół, tego jednego, czy drugiego zioma… czy na pewno tylko młodych…